Długie wymiany, wyrównana walka i ostateczna przegrana "do zera" - tak wyglądał drugi mecz polskich siatkarzy z Niemcami w Lidze Światowej.
Na parkiecie w Porsche Arena w Stuttgarcie pojawiły się po obu stronach siatki dokładnie takie same szóstki, jakie rozpoczęły sobotnie spotkanie. Niemcy podbudowani wygraną 3:1 chcieli pokazać, że to nie był przypadek, a mistrzowie Europy po niespodziewanej porażce mieli za zadanie udowodnić, że był to wypadek przy pracy.
Na trybunach, oprócz entuzjastycznie dopingujących gospodarzy kibiców, pojawiła się także kobieca reprezentacja Niemiec. Przebywające na zgrupowaniu w Heidelbergu siatkarki zrobiły sobie dzień wolnego i sześcioma samochodami przyjechały do Stuttgartu.
Mecz od początku nie układał się po myśli Polaków. Biało-czerwoni popełniali mnóstwo prostych błędów, mylili się w ataku, a w przyjęciu dochodziło do nieporozumień. Udawało im się jednak nawiązać równą walkę. W końcówkach brakowało jednak konsekwencji i koncentracji. Dwa pierwsze sety przegrali 26:28 i 28:30.
Po raz pierwszy na parkiecie w Niemczech pojawił się rozgrywający Łukasz Żygadło, a w ataku Piotra Gruszkę zastąpił Jakub Jarosz. Na niewiele się to zdało. Niemcy prowadzeni przez byłego szkoleniowca Polaków Raula Lozano grali bez kompleksów i nie pozwolili bardziej utytułowanemu rywalowi na zbyt wiele.