Daniel Castellani, trener naszej drużyny nie robi tragedii z faktu, że jego drużyny nie będzie w Cordobie. - Najważniejsze są mistrzostwa świata we Włoszech - przypomina Argentyńczyk.
Nie tylko mistrzów Europy zabraknie w tym turnieju. Nie będzie tam Amerykanów, mistrzów olimpijskich z Pekinu, kwalifikacji nie wywalczyli też Bułgarzy, którzy mają w składzie takich asów jak Matej Kazijski czy Władymir Nikołow. Ale ci, którzy w Cordobie zagrają, gwarantują wysoki poziom finału. Brazylia, Rosja, Włochy, Serbia, Kuba i Argentyna to drużyny potrafiące grać w siatkówkę, szczególnie pięć pierwszych.
Sądząc po formie zaprezentowanej w rozgrywkach grupowych największe szanse na sukces powinny mieć drużyny Brazylii, Rosji i Kuby, ale zdaniem Bernardo Rezende, trenera canarinhos nie można lekceważyć Włochów.
- Oni przecież tak jak my ośmiokrotnie wygrywali Ligę Światową. Teraz, gdy do reprezentacji wrócili atakujący Alessandro Fei, środkowy Luigi Mastrangelo i rozgrywający Valerio Vermiglio znów będą groźni - twierdzi Rezende, który do Cordoby też przywiózł swój pierwszy skład, na czele z Gibą, o którym mówiono, że ma kontuzję i zostanie w domu.
Starych asów, Nikoli Grbicia, Andriji Gericia oraz Ivana Miljkovicia nie ma natomiast w odmłodzonej drużynie Serbii, która zakwalifikowała się do finału z drugiego miejsca. Ale Igor Kolaković nie narzeka, bo wie, że ma utalentowanych następców. Leworęczny Sasza Starović (207 cm), który zastępuje Miljkovicia to już dziś atakujący światowej klasy, jeden z najlepiej punktujących graczy Ligi Światowej.