Pierwszymi rywalkami Polek w chińskim Ningbo były dziś Amerykanki (mecz rozpoczął się o 7 rano czasu polskiego, wszystkie spotkania naszej drużyny transmituje Polsat Sport). Drużyna Jerzego Matlaka pokonała je w turnieju fazy zasadniczej w Gdyni. Wtedy jednak zespół Hugh McCutcheona wystąpił bez najlepszych zawodniczek.
To rywalki będą faworytkami, i tak można powiedzieć o każdym meczu Polek. Dla nich sam awans do turnieju finałowego GP, żeńskiego odpowiednika Ligi Światowej, jest sukcesem. Wcześniej udało im się to tylko raz. Spośród wszystkich finalistek są najniżej notowane w rankingu. W ich siłę nie wierzyli nawet organizatorzy. Nie zarezerwowali na czas biletów i podróż Polek z Tajpej przez Szanghaj do Ningbo trwała aż 12 godzin.
Jutro drużyna Jerzego Matlaka zagra z wicemistrzyniami świata z Brazylii (w niedzielę przegrała z Brazylijkami 0:3), potem z reprezentacją Chin, Japonii i w niedzielę, w ostatniej kolejce turnieju, z Włoszkami.
Gdy Polki, wówczas mistrzynie Europy, grały w finałach trzy lata temu, gospodarzem też było Ningbo. Reprezentacja pod wodzą Marco Bonitty zwyciężyła tylko w ostatnim meczu z Włoszkami i zajęła ostatnie miejsce.
W tegorocznych finałach taki scenariusz też jest możliwy, każda wygrana siatkarek prowadzonych przez Annę Barańską (kapitanem jest Katarzyna Skowrońska, ale Barańska zdobywa najwięcej punktów) będzie miłą niespodzianką.