Polscy siatkarze wyszli na boisko z wiarą, że wreszcie na wielkiej imprezie pokonają canarinhos, ale już po kilku minutach pierwszego seta rywale prowadzili 8:2 i wiara uleciała. Zaczęli to spotkanie Paweł Zagumny, Piotr Gruszka, Bartosz Kurek, Michał Winiarski, Marcin Możdżonek, Piotr Nowakowski oraz Krzysztof Ignaczak, czyli bez niespodzianek.
– Brazylia to Brazylia. Nic się nie zmienia, oni wciąż są głównym kandydatem do złotego medalu – mówił „Rz” Włoch Andrea Zorzi, przed laty jedna z największych gwiazd siatkówki.
– Brazylijczycy mają bardzo skuteczny system zagrywki. A my przyjmujemy na dwóch, chroniąc Bartka Kurka, tak jak w Izmirze na mistrzostwach Europy. Wtedy zdało to egzamin – tłumaczył Michał Bąkiewicz, wczoraj rezerwowy.
W pierwszym secie niestety nie zdało. Brazylijczycy rozstrzelali nas serwisem, a Kurek nie istniał, zdobył tylko jeden punkt. Pozostali grali niewiele lepiej, jakby zapadli w sen i nic nie mogło ich z niego wybudzić. Dopiero przy stanie 13:4 dla Brazylii coś drgnęło. Dwa udane ataki Gruszki pozwalały sądzić, że Polacy wracają do gry, ale niestety to były złudzenia.
W drugiej partii za Kurka wszedł Michał Ruciak i mecz zmienił oblicze. Ale nie na długo. – Jak nie poprawimy gry w ataku, to będzie problem – przestrzegał Wojciech Drzyzga, kiedyś świetny rozgrywający, teraz komentator Polsatu. I miał rację.