- To drużyna kompletna. Nie widzę tam słabych punktów. Mają trzy bardzo wysokie zawodniczki, grają przy tym szybko, kombinacyjnie więc łatwo nie będzie - mówił przed meczem z Koreankami trener polskich siatkarek, Jerzy Matlak. Ale zapytany co trzeba zrobić, by je pokonać odpowiedział, że ma lekarstwo na dobrą grę Azjatek. Dodał jeszcze, że prawdopodobnie zobaczymy już na boisku kontuzjowaną Agnieszkę Bednarek Kaszę.
Początek meczu rozpoczynającego drugą fazę grupową mistrzostw zaczął się jednak dla Polek fatalnie. I co gorsza, pierwszy set, przegrany 12:25 nie nastrajał optymistycznie, gdyż potwierdzały się wszystkie czarne prognozy.
Na szczęście nasz zespół nie pękł psychicznie, nie rozpadł się na kawałki, a Matlak pokazał, że ma hazardową żyłkę. Szybko zmienił ustawienie, przesunął Małgorzatę Glinkę z lewego skrzydła na prawe, a na jej miejsce wstawił Karolinę Kosek, która pokazała, że można jej powierzać takie zadania, bo sobie poradzi.
Koreanki już po kilku minutach, przegrywając w drugiej partii 0:4, nie wiedziały co się dzieje. Później wzięły się w garść, ruszyły w skuteczną pogoń i wyszły nawet na prowadzenie 8:7. Ale to było wszystko, na co je było stać w tym secie. Polki z akcji na akcję powiększały przewagę i wygrały wysoko - 25:17.
Trzeci set przypominał poprzedni. Koreanki miały kłopoty z przyjęciem zagrywki i powstrzymaniem Glinki, która grała coraz lepiej. Skuteczna w ataku była też Anna Werblińska, która w tym meczu wreszcie zaczęła serwować w wyskoku. To jej groźna broń, rywalki nie miały na to recepty. Takim właśnie serwisowym asem Werblińska zakończyła tą partię, a jej wynik 25:18 nie pozostawiał złudzeń, kto rozdaje karty na boisku.