Marzenia o medalu mistrzostw świata w Japonii rozpłynęły się wraz z ostatnim, punktowym serwisem Chinek, które pokonały w Tokio drużynę Jerzego Matlaka bez straty seta. Trener naszej reprezentacji uznał to spotkanie za najgorsze w turnieju. – Nie wiem, co się stało, być może stawka przerosła zespół. Zdaniem Matlaka tylko Małgorzata Glinka-Mogentale i Anna Werblińska (obie po 17 pkt) zagrały na miarę swych możliwości.
Pierwszy set znów uciekł Polkom szybciej, niż zdążyły się rozgrzać. Rzuciły się wprawdzie w pogoń, ale Chinki uciekły już za daleko. W drugim secie gra wyglądała zupełnie inaczej. Glinka z Werblińską na skrzydłach bombardowały skutecznie brązowe medalistki igrzysk w Pekinie (2008) i kiedy po ataku tej pierwszej Polki prowadziły 23:20, wydawało się, że tym razem nie dadzą sobie wyrwać zwycięstwa.
Ale jak widać, przegrywanie wygranych setów to ich specjalność na tych mistrzostwach. Najpierw Li huknęła z lewego skrzydła po prostej, później Glinka nie wykorzystała okazji i potężna Wang w kolejnej akcji doprowadziła do remisu (23:23). Kto wie, jak potoczyłby się ten mecz, gdyby Glinka nie zaatakowała jeszcze w aut, a po chwili zamiast kiwać, uderzyła w swoim stylu. Chinki nie zaprzepaściły szansy, wygrywając drugiego seta 25:23.
Nad trzecim, ostatnim, nie warto się nawet rozwodzić. Nasze siatkarki oddały go bez walki, bezradnie patrząc jedna na drugą. Berenika Okuniewska, jedna z najmłodszych w naszej drużynie, powie później, że jest jest wstyd. – Błędy, błędy i jeszcze raz błędy. Było ich tak dużo, że odechciewało się grać – powiedziała środkowa polskiej reprezentacji, która w tym spotkaniu zastąpiła Katarzynę Gajgał.
Statystyki potwierdzają jej słowa. Polki popełniły aż 21 błędów, Chinki tylko 9. To w dużej mierze zadecydowało o przebiegu tego spotkania. Serwisem rywalki też punktowały skuteczniej (6-5), w bloku było 10:6 dla Chinek, co oznacza, że nasze środkowe nie zagrały meczu życia. Gajgał zdobyła tylko jeden punkt, Okuniewska i Agnieszka Bednarek-Kasza po cztery.