– Nie mogę doczekać się finału, nawet nie myślę o porażce – mówił Mariusz Wlazły przed meczem z BetClic Trentino, broniącym tytułu najlepszej klubowej drużyny świata. W podobnym tonie wypowiadali się też inni siatkarze Skry. – Mam nadzieję, że widowisko nie skończy się tak jak przed rokiem – powtarzał Bartosz Kurek.
O tym, że jego postawa może być znacząca dla losów finału, wiedzieli obaj trenerzy. I Radostin Stojczew, bułgarski szkoleniowiec Trentino, i Jacek Nawrocki, prowadzący Skrę.
Kilka miesięcy temu podczas mistrzostw świata we Włoszech, przed meczem Polski z Brazylią trener rywali Bruno Rezende mówił, że obawia się Kurka. Chyba mówił poważnie, bo Brazylijczycy zrobili wszystko, by sobie nie pograł. Stojczew też go rozpracował.
Pierwsze dwa sety w Dausze należały do Trentino, a Kurek miał niewiele do powiedzenia. Nic dziwnego, że został zmieniony przez Stephane’a Antigę. Mistrzowie Polski wprawdzie prowadzili 16:14, ale kolejne punkty zdobywali gracze włoskiej drużyny. Pierwsze skrzypce w Trentino grał Kubańczyk Osmany Juantorena (MVP turnieju), siatkarz zjawiskowy. Siał postrach w ataku i w polu zagrywki.
Bułgar Matej Kazijski był w jego cieniu, ale robił swoje. Ponieważ pozostali zawodnicy Trentino potrafią przyjmować i blokować, szczególnie wtedy, gdy serwisem odrzucą rywali od siatki, rewanż Skrze się nie udał. Wlazły też miał problemy, więc w drugim secie zmienił go leworęczny Czech Jakub Novotny.