Gdy piłkarze ręczni grają z Niemcami, od podtekstów nie uda się uciec, bo Polacy w niemieckiej lidze zarabiają na chleb i tam są gwiazdami. W ostatnich latach ze swoimi klubowymi kolegami jednak przegrywali, najboleśniej – w finale mistrzostw świata w 2007 roku.
Kiedy wczoraj skończył się mecz w Innsbrucku, a zawodnikom Bogdana Wenty wreszcie udało się wygrać ze złymi wspomnieniami i rozpocząć turniej od prestiżowego zwycięstwa, puściły nerwy. Faulujący przez całe spotkanie Oliver Roggisch rzucił się do Bartosza Jureckiego, co świadczyło o frustracji pokonanych. Gazeta „Die Welt” nazwie Polaków jednymi z głównych kandydatów do medalu, a grę Niemców określi przymiotnikiem: „gorzka”, inne media były jeszcze bardziej surowe: „Klapa”, „Falstart”, „Partactwo” – to niektóre z tytułów.
Roggischa z Jureckim udało się rozdzielić, zanim doszło do rękoczynów, ale ostro na boisku było także w trakcie meczu. Artur Siódmiak siłą odbierał ochotę do gry Larsowi Kaufmannowi, Stefan Schroeder trafił do szpitala z podejrzeniem pęknięcia błony bębenkowej, a Bartłomiej Jaszka ma rozcięty policzek.
[wyimek]Nerwy pod koniec spotkania Polacy przeżywali na własne życzenie. Byli dużo lepsi [/wyimek]
Niemcy w całym spotkaniu prowadzili tylko raz – 1:0 po pierwszej akcji. Później nastąpił popis bramkarzy obu drużyn. Na trzy minuty przed końcem pierwszej połowy był remis 8:8. Tak niski wynik w piłce ręcznej zdarza się niezwykle rzadko. Bramkarze mieli powyżej 50 procent skuteczności obronionych rzutów, u Polaków zaskakiwały tym razem nie husarskie szarże, lecz perfekcyjna organizacja i przemyślane ataki.