Przed meczem ze Słowenią: celem ciągle mistrzostwo

- Myślę, że gdybyśmy zagrali z Chorwatami rewanż, nie bylibyśmy bez szans - mówi bramkarz reprezentacji Polski Sławomir Szmal w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”

Aktualizacja: 18.01.2008 20:11 Publikacja: 18.01.2008 19:56

Sławomir Szmal (z prawej) z Karolem Bieleckim

Sławomir Szmal (z prawej) z Karolem Bieleckim

Foto: Wikipedia, Armin Kuebelbeck Arm Armin Kuebelbeck

Presja związana z tym, że przyjechaliście na mistrzostwa Europy nie po naukę, ale jako jedni z faworytów pomaga czy przeszkadza?

Ja tego w ogóle nie odczuwam i myślę, że przez 50 minut meczu z Chorwacją nie było widać, że jesteśmy sparaliżowani klasą rywala. Zabrakło nam naprawdę niewiele do tego, żeby cieszyć się ze zwycięstwa już na początku turnieju, a przecież graliśmy z jedną najlepszych drużyn na świecie. To nie wygląda tak, że budzimy się rano i nerwowo chodzimy po pokoju myśląc o tym, jak wysoko przegramy z mistrzami olimpijskimi.

Tak samo jest przed każdym meczem. Staram się nie myśleć ani o tym z kim gram, ani na imprezie jakiej rangi. Koncentruję się maksymalnie – zarówno przed meczem z Niemcami, Chorwacją, jak tymi ze Słowenią czy Białorusią. Chorwaci byli faworytem czwartkowego spotkania, ale tak naprawdę można było ich pokonać. Myślę, że gdybyśmy zagrali z nimi rewanż, nie bylibyśmy bez szans.

Mieliśmy założenie, by szczególnie szczelnie bronić środek pola, a jednak to właśnie z tej pozycji rywale zdobyli najwięcej bramek. Wyeliminować Ivano Balicia było jednak bardzo trudno. Zabrakło koncentracji, dopuszczaliśmy go do dobrych sytuacji i jeśli nie rzucał na bramkę, to pozwalał się faulować na rzut karny. Na pewno nie zabrakło nam zaangażowania, ale był to nasz pierwszy kontakt z Chorwatami od długiego czasu i trochę się pogubiliśmy.

Ciężko się broni, jeśli rywal rzuca z siódmego metra, a nasi zawodnicy nawet nie podnoszą do góry rąk… Ale nie ma co zrzucać winy na poszczególnych piłkarzy, tylko musimy mieć świadomość, że nie wolno nam już więcej popełniać takich błędów, jeśli chcemy w tym turnieju coś osiągnąć. Media w Polsce napompowały balon przed naszym wyjazdem, robiąc z nas herosów. A my wcale nie mówiliśmy, że jedziemy po złoto. Mieliśmy tylko takie założenie i to się nie zmienia nawet po porażce z Chorwacją.

Nie byłem żadnym bohaterem, nie wyróżniłem się niczym spośród innych zawodników, którzy wywalczyli srebrny medal. U nas nie ma gwiazd, siłą reprezentacji jest gra zespołowa, odpowiedzialność za błędy kolegów. Uważam, że pokazaliśmy dobrą piłkę ręczną i na następne mecze patrzę z dużym optymizmem. Nikt nie podciął nam skrzydeł, nadal wierzymy w swoje umiejętności. Pozostali rywale w grupie – Słowenia i Czechy, też mają dobrych piłkarzy, jednak do klasy Chorwatów wiele im brakuje.

Sędziowie na pewno nam nie pomogli, przy każdej spornej sytuacji oddawali piłkę rywalom. Chorwaci rzucali tylko z wypracowanych pozycji, grali spokojnie, a my często dostawaliśmy kary indywidualne, bo za wszelką cenę staraliśmy się ich powstrzymać. Jednak nie tak często wbrew przepisom, jak mogłyby na to wskazywać decyzje sędziów.

To prawda, pierwszego obiadu nie byliśmy w stanie zjeść. Dostaliśmy same ziemniaki i sałatę. Nawet bez sosu. A mięso było z renifera, albo łosia. Nie do przełknięcia. Nasz lekarz ustalił jednak menu na pozostałe dni naszego pobytu z hotelowym kucharzem i teraz jest już wszystko w porządku.

Piłka ręczna
Więcej niż gra. Rusza akcja „Szacunek do Samego Końca” w polskiej piłce ręcznej
Piłka ręczna
Jota Gonzalez w reprezentacji Polski. Czy to trener na miarę naszych marzeń?
Piłka ręczna
Liga Mistrzów. Ponury wieczór dla Orlenu Wisły. Industria żegna się z honorem
Piłka ręczna
Liga Mistrzów. Orlen Wisła Płock i Industria Kielce grają o ćwierćfinał
Piłka ręczna
Marcin Lijewski nie będzie już trenerem reprezentacji. Nie było wyjścia