Piotr Żelazny z Dauhy
Minutę przed końcem, gdy prowadziliśmy dwiema bramkami Michael Biegler poprosił o czas. Z głośników w hali Al Sad poleciał przebój zespołu Queen – We will rock you. Bohaterami polskiego rocka w końcówce byli Sławomir Szmal i Michał Jurecki Ten pierwszy bronił jak w transie, drugi ciągnął drużynę do zwycięstwa i do ćwierćfinałów, gdzie w środę w Lusail czeka już Chorwacja.
Hala w dzielnicy Al Sad jest jedyną spośród trzech, które Katarczycy wybudowali na mistrzostwa, która nie mieści się pod miastem, ale w ścisłym centrum Dauhy. Mogąca pomieścić niemal 8 tysięcy ludzi po turnieju stanie się główną halą katarskiego komitetu olimpijskiego. O ile dotarcie do pozostałych aren mistrzostw oznacza kilkudziesięcio kilometrowe wycieczki poza miasto trwające 40 minut, albo dłużej, to na Al Sad w odpowiedniej porze można się dostać w mgnieniu oka z większości punktów miasta. Pod warunkiem, że zdąży się przed korkami. W Dausze nie ma chodników, niemal nie funkcjonuje komunikacja publiczna, a że litr paliwa kosztuje znacznie poniżej złotówki (0,86 riala; złotówka jest warta mniej więcej jednego riala) to wszyscy mieszkańcy niemal milionowej metropolii poruszają się samochodami po wyjątkowo szerokich, kilkupasmowych ulicach. Jednak w okolicach godziny 17 nawet najszersze arterie przestają być wystarczająco wydajne, korki się ciągną po horyzont, a kakofonia klaksonów (tu trąbi się z każdego powodu, a równie często i bez powodu) miesza się z hałasem silników. W godzinach powrotu Katarczyków z pracy do domów podróż z hotelu Hilton, w którym zakwaterowani są nasi zawodnicy, do Al Sad zajmuje nawet i półtorej godziny.
Polacy korek zrobili Szwedom. To w ataku mieliśmy od początku turnieju problemy, ale gdy funkcjonowała obrona – wygrywaliśmy. A przeciwko Szwecji momentami biało-czerwoni stawiali tamę. – Świetnie ustawialiśmy dziś obronę, a Sławek Szmal bronił mnóstwo strzałów. Jesteśmy naprawdę szczęśliwi – mówił Bartosz Jurecki, który w spotkaniu ze Szwecją wykorzystał wszystkie trzy rzuty karne.
Gdy w drugiej połowie odzyskaliśmy prowadzenie można było zobaczyć ile znaczy doświadczenie naszych zawodników. Michał Jurecki, który po meczu został nagrodzony zegarkiem dla najlepszego uczestnika spotkania, przedzierał się przez szwedzkie zasieki, łapał faule, zamrażał całkowicie grę, która stawała się rwana i szarpana, co było wodą na młyn Polaków. – To Szwedzi się denerwowali nie my. Wiedzieliśmy, że musimy opóźniać ten mecz, że musimy przeprowadzać akcję jak najdłużej się da – mówił młodszy z braci Jureckich. – Dlatego w samej końcówce nie oddawaliśmy rzutów póki sędzia nie podnosił rąk.