– To bardzo wyrównana grupa. Nie ma faworyta. Można być umiarkowanie zadowolonym, ale musimy się przygotować na twardą walkę o awans. Czekają nas bitwy. Austria i Izrael to drużyny nieobliczalne, a zespoły z Bałkanów na własnym terenie zawsze są niebezpieczne – skomentował wyniki losowania przed kamerami TVP Sport selekcjoner Polaków Jerzy Brzęczek.
Wspomnienie hurraoptymizmu, jaki zapanował po losowaniach Euro 2012 czy mundialu w Rosji, każe studzić emocje. – Senegal nauczył nas pokory – ostrzega prezes PZPN Zbigniew Boniek.
Ale turnieje finałowe to nie eliminacje. Trudno ukryć radość, gdy udaje się uniknąć Niemców, a zamiast na Szwecję czy Rosję trafia się na Austrię.
Austria to w teorii nasz najsilniejszy przeciwnik, losowany z drugiego koszyka. Jedyny, który więcej niż raz poznał smak gry w mistrzostwach Europy (2008 i 2016). Nie wygrał wprawdzie meczu, ale w 2008 roku, jako gospodarz, zalazł za skórę polskim piłkarzom, odbierając im punkty (1:1) i nadzieję na wyjście z grupy. W trzeciej minucie doliczonego czasu Mariusz Lewandowski pociągnął za koszulkę Sebastiana Proedla, a sędzia Howard Webb podyktował rzut karny, którego na gola zamienił Ivica Vastić. Od tego czasu z Austriakami nie rywalizowaliśmy.
Dla Brzęczka będzie to przede wszystkim podróż sentymentalna. W Austrii spędził większość swojej kariery. W latach 1995–2007 grał w Tirolu Innsbruck (dwukrotnie mistrzostwo), LASK Linz, Sturmie Graz, FC Kaernten i Wacker Innsbruck. Austriakom strzelił nawet jedną ze swoich czterech bramek w reprezentacji – w meczu towarzyskim w maju 1994 roku na stadionie GKS Katowice. Przegraliśmy wtedy 3:4.