Na zgrupowaniu w podwarszawskim hotelu atmosfera była taka, jaką widziałem w hotelu Brazylijczyków na mistrzostwach świata w Japonii (2002). Polacy jeszcze niczego nie wygrali, ale mają nadzieję, która wydaje się zaraźliwa. Mimo że jesienią niewiele się udało, niczego nie zmieniono. Hotel ten sam, miejsca treningów – na boisku ZWAR-u w Międzylesiu i stadionie Polonii – również. Zresztą tak naprawdę to kadra miała tylko jeden dzień na treningi – wtorek. W poniedziałek zawodnicy jeszcze się zjeżdżali, a w środę już polecieli do Wiednia.
Tak będzie przez cały rok. Pierwszy raz całe eliminacje, a więc w przypadku drużyn z naszej grupy dziesięć meczów rozegranych zostanie w ciągu roku kalendarzowego, a nie półtora roku, jak bywało wcześniej. Między meczami będą trzy–cztery dni przerwy. Zwycięstwo w pierwszym da paliwo na drugi.
Porażka oznaczać będzie ból głowy trenerów i stres zawodników. A merytoryczni krytycy i bezrefleksyjni hejterzy mogą mieć używanie. Ale wszyscy będą w podobnej sytuacji, czyli żaden trener nie będzie miał komfortu przygotowań.
Wszyscy grają
Skąd więc ten optymizm? Przede wszystkim Jerzy Brzęczek sprawdził w sześciu jesiennych meczach 26 zawodników i chyba żadnego z nich definitywnie nie skreślił. Próbował rozmaitych ustawień we wszystkich formacjach. Z tej grupy bodaj tylko obrońca Rafał Pietrzak i pomocnik Rafał Kurzawa muszą pracować ponownie na zaufanie selekcjonera. Doszli nowi – młode nadzieje, jak obrońca Lecha Robert Gumny i pomocnik Górnika Szymon Żurkowski, oraz Michał Pazdan, o którym dobrze wiadomo, jak gra.
W przerwie zimowej tylko sześciu kadrowiczów zmieniło kluby i chyba większości wyszło to na dobre. Krzysztof Piątek strzela więcej goli w AC Milan niż w słabszej Genoi. Kuba Błaszczykowski nie dość, że gra wreszcie regularnie, to już strzelił dla Wisły trzy bramki. Rafał Kurzawa może w duńskim Midtjylland wyciągnie wnioski z błędów, jakie popełnił we francuskim Amiens, i zrozumie, że życie za granicą i w Zabrzu to dwie różne sprawy. Damian Szymański zamienił Wisłę Płock na Achmat Grozny i już tam gra. Przemysław Frankowski bardzo zaryzykował, przeprowadzając się z Białegostoku do Chicago. A jest jeszcze Dawid Kownacki, którego już zaakceptowali kibice Fortuny Düsseldorf, mimo że jeszcze niewiele tam grał, bo doznał kontuzji.