Der Klassiker już dawno nie miał tak dużego znaczenia dla wyścigu o tytuł. W kwietniu 2012 roku Borussia pokonała w Dortmundzie Bayern 1:0, zwiększyła przewagę do sześciu punktów, a kilka tygodni później sięgnęła po swoją ostatnią srebrną paterę. Rzutu karnego nie wykorzystał Arjen Robben, jedyną bramkę strzelił piętą Robert Lewandowski – jak przyznał właśnie w magazynie „Kicker" swoją najważniejszą w Bundeslidze.
To był dla niego przełomowy rok. Z chłopaka, z którego drwiły niemieckie media, zmienił się w kluczowego piłkarza Borussii i rozprawił z polskim rekordem należącym od ponad 20 lat do Jana Furtoka, zdobywając w jednym sezonie więcej niż 20 goli. Dziś ma ich łącznie już 199. Jubileuszowe trafienie może odmienić losy walki o mistrzostwo.
– Każdy gol w meczu z takim rywalem jak Borussia to coś niesamowitego. Szczególnie teraz. Gdy trafiłem do Niemiec, nie sądziłem, że mogę osiągnąć taki wynik – mówi Lewandowski.
Od wspomnianego spotkania w 2012 roku Bayern przegrał tylko trzy ligowe mecze z Borussią. Ostatni w listopadzie. Wtedy nie pomogły nawet dwie bramki Lewandowskiego. Wydawało się, że zespół z Dortmundu jest na dobrej drodze, by wrócić na tron, ale gdy roztrwonił dziewięciopunktową przewagę, w powodzenie misji zaczęli chyba wątpić najwierniejsi kibice ze słynnej południowej trybuny. Nadzieja pojawiła się w miniony weekend, kiedy Bayern został zatrzymany we Fryburgu, a Borussia pokonała Wolfsburg po dwóch golach Paco Alcacera w doliczonym czasie.
Bez ofiar jednak się nie obyło. Kość śródstopia złamał Achraf Hakimi, problemy ze zdrowiem ma również Abdou Diallo. Trzeba łatać dziury w obronie. Być może zagra już Łukasz Piszczek. We wtorek wrócił do treningów z drużyną. Po kontuzji nie ma już śladu, ale prawie dwumiesięczna przerwa musiała wpłynąć na jego dyspozycję.