Rusko, były prezes Polsatu, nie zapomniał, skąd wyszedł? Znam te argumenty. Dla mnie to spiskowa teoria dziejów. Jeśli spóźnienie było zagraniem taktycznym, to skąd ta stacja mogła wiedzieć, że Cyfra Plus zaproponuje zbyt mało, by wygrać przetarg pierwszym strzałem? Ryzyko było ogromne, bo moim zdaniem gdyby tylko Cyfra zaproponowała 20 – 25 procent więcej, to wygrałaby już w środę. Tym, którzy zarzucają mi stronniczość, mogę powiedzieć tyle: konkurs był tak przejrzysty, jak tylko mógł być. Z przyjęcia ofert został sporządzony akt notarialny. Otwieraliśmy koperty na oczach ponad 50 osób. Moim błędem było, że myślałem, iż mam do czynienia z dorosłymi ludźmi, a nie o wszystkich jednak da się to powiedzieć. Jak my mamy teraz prowadzić negocjacje, jeśli druga strona zna nasze karty?
Myśli pan, że spóźnienie oferty rzeczywiście było elementem jakiejś gry?
Myślę, że już od dłuższego czasu wokół przetargu toczy się gra i jest w nią wciągniętych wiele osób. Chodzi o doprowadzenie do ostatniego dopuszczanego przez nas wariantu, czyli tworzenie przez Ekstraklasę własnego kanału. Ja uważałem, że przy dzisiejszym rynku telewizyjnym w Polsce więcej jednak uzyskamy, sprzedając komuś prawa na wyłączność, niż produkując sygnał i sprzedając go wszystkim zainteresowanym. Ale wysokość oferty Cyfry Plus tego mojego przekonania nie potwierdziła.
Traktuje pan to, co się stało w środę, jako osobistą porażkę? Dwa przetargi unieważniono, oferty na niektóre pakiety nie rzucają na kolana.
Niektóre rzeczywiście były dla mnie rozczarowaniem. Natomiast jeśli chodzi o najważniejszy pakiet, to byłem pewien, że sprawa nie rozstrzygnie się w środę, bo to zbyt poważna kwestia.
Nie jest tak, że pana pozycja w spółce bardzo słabnie? Mówi się nawet, że nie zostałby pan prezesem na drugą kadencję, gdyby rywal Bogusław Biszof nie wycofał się tuż przed decydującym głosowaniem, gdy dostał lepszą ofertę z innej firmy.