RZ: Spełniło się pana marzenie – wreszcie ma pan do dyspozycji piłkarzy przez trzy tygodnie. Teraz kibice w Polsce oczekują cudu.
Leo Beenhakker: Miło jest mieć zawodników pod okiem, jednak nie można mówić, że przez trzy tygodnie będziemy ćwiczyć jako drużyna. Ciągle brakuje kilku kluczowych graczy, a ponieważ każdy przyjeżdża na zgrupowanie w innym stanie, przez pierwsze 10 dni muszę starać się wyrównać poziom. Podzieliłem drużynę na trzy grupy – tych, którzy grali w lidze niewiele, przemęczonych oraz tych, którzy tylko muszą podtrzymywać dyspozycję. Tym jednak też dałem odpocząć, nie trenują za dużo z piłką.
Jak wypadły badania wydolnościowe?
Zgodnie z przewidywaniami zawodnicy sumiennie wykonywali dodatkowe ćwiczenia zalecone przez Mike’a Lindemana. Postęp techniki i nowoczesne programy analizujące stan przygotowania piłkarzy sprawiają, że doskonale wiemy, kto czego potrzebuje. Musimy brać wszystko pod uwagę – trudno wymagać od Michała Żewłakowa czy Marcina Wasilewskiego świeżości, skoro w sobotę grali jeszcze mecze w swoich klubach, a później długo podróżowali.
Nie ma pan żalu do tych zawodników, którzy zdecydowali się przyjechać na zgrupowanie później od innych, a teraz przebywają w Polsce?