Tak było w 1968 roku, gdy dziesięć lat po katastrofie lotniczej pod Monachium, w której zginęło ośmiu piłkarzy Matta Busby’ego, Manchester pokonał po dogrywce 4:1 Benfikę Lizbona. Dwie bramki strzelił wówczas Bobby Charlton, jeden z pięciu ocalałych z wypadku i nadal żyjących członków tamtej drużyny, po jednej dołożyli George Best i Brian Kidd.
Jeszcze więcej emocji dostarczył finał w 1999 roku. W doliczonym czasie gry na Camp Nou zawodnicy Bayernu Monachium odliczali już sekundy pozostałe do końca spotkania. Prowadzili od szóstej minuty, po golu z rzutu wolnego Mario Baslera, który właśnie opuszczał boisko, żegnany brawami przez niemieckich kibiców i gwizdami przez Anglików. I wtedy Manchester zadał dwa decydujące ciosy. Najpierw Teddy Sheringham przywrócił nadzieję kolegom i odebrał chęć do walki rywalom, a pogubiony Bayern dobił Norweg Ole Gunnar Solskjaer, kierując piłkę do bramki z niewielkiej odległości. Niemcy stracili dwa gole w ciągu kilkudziesięciu sekund. Coś takiego, w meczu na najwyższym poziomie, na ogół im się nie zdarzało. To zwykle oni w ostatniej chwili wydzierali zwycięstwa, dając Gary’emu Linekerowi wiele okazji do słynnego stwierdzenia, że „na końcu i tak wygrywają Niemcy”. Nie tym razem.
Manchester może się pochwalić stuprocentową skutecznością. Trzy finały - trzy zwycięstwa. W Moskwie dochodziła już 2 nad ranem, gdy Bobby Charlton prowadził swoich następców po odbiór medali i pucharu. Sam wziął krążek od Michela Platiniego w rękę, zebrał gratulacje i odsunął się w cień, dając pole do popisu młodzieży. Dla większości z nich był to pierwszy tak wielki sukces. Smakujący tym bardziej, że zdobyty po heroicznej walce. „Tej nocy Manchester United przypomniał światu, że nie ma sobie równych jako producent sportowych dramatów” – pisze korespondent „Guardiana” Daniel Taylor.
– To fantastyczne doświadczenie. Kiedy Cristiano Ronaldo nie strzelił jedenastki, pomyślałem, że jesteśmy w kłopotach, ale nadal wierzyłem, że wszystko jeszcze może się zdarzyć. To pierwszy ważny mecz, który wygrałem po karnych. Dotychczas trzykrotnie nie udało mi się z Aberdeen i tyle samo z MU, więc – jak widać – siódemka okazała się szczęśliwa – mówił po finale Ferguson, przyznając, że obecny zespół jest najlepszym, jaki miał okazję prowadzić. – Zasłużyliśmy na zwycięstwo. Choćby z powodu naszej historii.
Piłkarze z Old Trafford od początku sezonu podkreślali, że tegoroczne tytuły zadedykują „Dzieciom Busby’ego”, a pamięć o tragicznych wydarzeniach sprzed 50 lat będzie dla nich dodatkową inspiracją i ogromną motywacją. – Nie mogliśmy ich zawieść – podkreślał na każdym kroku Ferguson. Dublet, czyli mistrzostwo Anglii po fascynującej rywalizacji z Chelsea do ostatniej kolejki Premier League i triumf w Lidze Mistrzów, to najlepszy sposób na oddanie im hołdu.