Nie mam dobrych wiadomości. Jeśli bywałem czasami przewodnikiem państwa po meandrach futbolu, to się już więcej nie powtórzy. Odebrano mi papiery, a egzaminu w nowych czasach nie zdam. Nie będę w stanie odpowiedzieć na najprostsze pytanie, w rodzaju: dlaczego prawnicy związani z Polskim Komitetem Olimpijskim nie tylko wydali decyzję przewracającą rozgrywki ligowe na dwa dni przed ich planowanym rozpoczęciem, ale ułaskawili skorumpowane kluby, których wina nie powinna ulegać przedawnieniu. Nic z tego nie rozumiem.
Sytuacja jest niecodzienna, w dodatku po głowie zaczynają mi chodzić myśli, które w kontekście niezawisłych prawników z trybunału PKOl chciałbym jak najszybciej odrzucić. Albo więc te nieznane mi w większości z nazwiska osoby o wyjątkowej mocy rażenia nie wiedziały, co czynią (wolę tę wersję), albo bardzo dobrze wiedziały.
Czy za tego rodzaju decyzjami mogą się kryć jakieś polityczne lub biznesowe interesy, nad czym zastanawia się również minister Mirosław Drzewiecki? Z jednej strony – nie chce mi się wierzyć. Z drugiej – przy kryzysie zaufania do wszystkiego, co dotyczy piłki nożnej – już taki pewny bym nie był. Co pewien czas w lidze dobre notowania mają kluby albo kojarzące się z politykami, albo z biznesmenami. Czy to prawda, czy nie, takie bywało odczucie. Kiedy Zagłębie Lubin miało za prezesa działacza młodzieżówki PiS, to reszta ligi uważała, że klubowi nie może się stać krzywda. Teraz prezesem Zagłębia jest człowiek namaszczony przez PO i sytuacja się powtarza.
Pamiętam taką historię z lat 70. ubiegłego wieku, kiedy Edward Gierek był gospodarzem kraju. Utarło się, że Gierek jest kibicem Zagłębia Sosnowiec i z tego tytułu klubowi nie można zrobić krzywdy. Przed meczami do szatni sędziów wchodził trener lub kierownik drużyny Zagłębia ze słowami: „Czy panowie wiecie, że wynikiem jest zainteresowany towarzysz pierwszy sekretarz?”. Gierek nic o tym nie wiedział, ale wszystko szło na jego konto. I Zagłębie raz w cudowny sposób uratowało się przed spadkiem. Dziś prokuratura by czegoś takiego nie przepuściła.
Teraz wszystko zmierzało w dobrym kierunku. Prokuratura przekazała dowody korupcji do PZPN, a jego organy dyscyplinarne zrobiły resztę – zaczęły eliminować z futbolu tych, którzy są jego zakałą. W świetle tego, co się stało, krytykowany do tej pory PZPN naprawdę walczył z korupcją. Starli się prawnicy PZPN i PKOl, wydaje się, że więcej argumentów mają ci z PZPN, ale ci drudzy wyżej siedzą. Do tego prezes Widzewa, który na tym zyskał, mówi o triumfie prawa, a prezes Arki, która straciła, nazywa decyzję skandalem i podaje się do dymisji.