Nie wiadomo, które miejsce zajmie Polonia na zakończenie rozgrywek, ale już dziś mogę się przyznać, że nie wróżyłem jej większych sukcesów. Jeszcze kilka tygodni temu nie wiadomo było, w jakim mieście zagra dawny Groclin i jak w związku z tym będzie się nazywał. Nie stał się Śląskiem we Wrocławiu i Pogonią w Szczecinie, tylko Polonią w stolicy.

Z rodzinnej atmosfery małego Grodziska długo przenosił się do Warszawy, ponieważ konsekwencją sprzedaży drużyny przez Zbigniewa Drzymałę było sporo wątpliwości organizacyjnych. Nie wiadomo było, jacy piłkarze połączonego Groclinu z Polonią pozostaną w kadrze nowego klubu, kto wejdzie do sztabu szkoleniowego, medycznego itd. Kiedy już to wszystko stało się w miarę jasne, zaczęła się przeprowadzka, poszukiwania mieszkań w stolicy, noclegi w hotelach, poznawanie nowego miasta. I gdy inni już normalnie trenowali, poloniści zajęci byli sprawami bytowymi, jakie w zawodowych klubach załatwia się szybciej. Potem pojawił się nowy problem: czy kibice Polonii potraktują jak swoich zawodników, którzy jeszcze do niedawna wkładali koszulki innego klubu.

Trudno, żeby było inaczej, skoro drużyna zaczęła od remisu na Łazienkowskiej, a cztery ostatnie mecze wygrała, nie tracąc w nich bramki. Stała się zespołem dosłownie warszawskim, czego efekt widać na bardziej niż zwykle wypełnionych trybunach przy Konwiktorskiej. Taki zespół kibice muszą lubić, bo daje im to, po co przychodzą na stadion. Czy w związku z tym czwarte z kolei zwycięstwo Legii może zmienić nieprzychylny do niej stosunek kibiców? Normalnych kibiców to nie dotyczy. Ci, którzy cieszą się z każdego sportowego czy organizacyjnego potknięcia Legii, też w którymś momencie powinni zrozumieć bezsens swojego protestu. Im lepiej Legia będzie grać, tym mniejsze szanse zaistnienia będą mieli jej wrogowie.

Legioniści pokonali Cracovię na oczach zaledwie dwóch tysięcy krakowskich widzów. Tam też nie jest całkiem normalnie i dobrze chociaż, że trener Stefan Majewski, który wyraźnie ma problem, trzyma jeszcze fason, mówiąc, że kibice mają prawo protestować.

Co ma powiedzieć pięć razy więcej kibiców z Zabrza, którzy przyszli na mecz z nadzieją, że będą świadkami przełomowego momentu w dziejach Górnika. Porażka Henryka Kasperczaka w debiucie na razie te nadzieje rozwiała. To może potrwać dopóty, dopóki nowy trener będzie pracował ze starymi zawodnikami. Bo to oni, w większości, odstają od poziomu ekstraklasy i nawet najlepszy trener nie bardzo to może zmienić.