Brzydko się trzy lata temu witaliśmy i brzydko się teraz żegnamy. Zatoczyliśmy koło: od tragikomicznego przesłuchiwania trenerów kadry przez Sejmową Komisję Sportu, po dzisiejsze migawki z kuluarów na Wiejskiej, gdzie każdy ma na temat Holendra coś do powiedzenia.
Wtedy Beenhakker sobie na takie traktowanie nie zasłużył: na szczucie po pierwszych porażkach nawet inspekcją pracy, na oskarżenia o nieczyste intencje, o podpisywanie podwójnych umów. Wszystko to spotkało go tylko dlatego, że był trenerem z zagranicy. Ale teraz nie może mieć żalu o przedwczesne zwolnienie.
[srodtytul]Bez entuzjazmu[/srodtytul]
O styl tak, o to, że znów każda bramka dla rywali cieszyła jego wrogów na trybunach, a prezesowi zabrakło odwagi, by powiedzieć mu o dymisji wprost. Ale na samo zwolnienie solidnie zapracował. W ostatnich miesiącach za rzadko wygrywał, a ciągle tak samo chętnie pouczał.
Uparł się, że pogodzi doradzanie w Feyenoordzie z pracą w reprezentacji, ale nie pogodził. Nie dlatego, że zabrakło mu czasu. Z tym nigdy nie miał problemu, znalazł nawet przed ostatnimi meczami eliminacyjnymi chwilę, żeby wyskoczyć na golfa do Marbelli. Zabrakło entuzjazmu, radości z tej pracy.