– Tylko wiecie, dyskretnie, bo jak klub się dowie. Byłoby trochę... – mówi John Terry do trzech biznesmenów siedzących z nim przy stole. Rozmawiają w kantynie ośrodka treningowego Chelsea w Cobham pod Londynem. Niedaleko siedzi trener Carlo Ancelotti. Jest tak głośno, że ledwo słychać rozmowę. Na stole leży skórzana torebka, a w niej upchnięte 10 tysięcy funtów od wspomnianej trójki. Tyle zapłacili za wycieczkę z Terrym po ośrodku w Cobham.
Piłkarz zapewnia ich, że z tych pieniędzy 8 tysięcy wpłaci na charytatywną fundację „Make a Wish”. A 2 tysiące weźmie „za fatygę” siedzący z nimi przy stoliku pośrednik, Tony Bruce. Dla Johna: przyjaciel na którym można polegać. Dla większości tych, którzy go znają: drobny cwaniaczek i konik, handlujący biletami, które dają mu piłkarze.
[srodtytul]Nagrane rozmowy[/srodtytul]
Rozmowa miała miejsce kilka dni temu, a trójka zwiedzających, których Terry miał za biznesmenów, to dziennikarze „News of the World”. Dostali sygnał, że legenda i kapitan Chelsea, po ostatniej podwyżce dostający 160 tysięcy funtów tygodniowo, dorabia na boku, oprowadzając bogatych chętnych po ośrodku w Cobham. Klub niczego nie podejrzewał, gości Terry’ego brał za jego rodzinę, albo uczestników akcji charytatywnych. Innych osób postronnych się tu nie wpuszcza. Dziennikarze mogą wejść tylko jeśli akredytują się 48 godzin wcześniej.
Ci z „News of the World” weszli z Terrym, spędzili w ośrodku dwie godziny, nagrali rozmowy z ukrytej kamery i opublikowali w ostatni weekend. John – płatny przewodnik okazuje się nawet solidniejszy i bardziej ofiarny niż John – najtwardszy obrońca Anglii i jej duma. Błagając o dyskrecję i zastrzegając, że w przypadku wsypy on do niczego się nie przyzna, a całą winę weźmie na siebie Tony Bruce, kapitan Chelsea i reprezentacji daje z siebie wszystko. Zaprasza gości na śniadanie, na oglądanie treningu, na obiad we wspomnianej kantynie, opowiada o taktyce na niedzielny mecz z West Ham (remis 1: 1, kolejna w ostatnich tygodniach strata punktów przez Chelsea).