Futbol, bohater zbiorowy

W sobotę finał Inter – Bayern. Lekcja, że miło jest mieć gwiazdy, ale w piłkę gra się w jedenastu

Publikacja: 22.05.2010 00:35

Trener Interu Mediolan Jose Mourinho

Trener Interu Mediolan Jose Mourinho

Foto: AFP

– Niech tylko któryś z was się dotknie Interu, to przysięgam, wydziedziczę – powtarzała swoim synom Emilia Moratti, a Massimo słuchał matki i kiwał głową. Ale zrobił po swojemu.

Od 15 lat topi w Interze cały wolny czas i zbudowany na ropie naftowej rodzinny majątek. Dokładnie tak jak kiedyś jego ojciec Angelo, za którego pieniądze Inter dwa razy sięgał w latach 60. po Puchar Europy.

Moratti junior wydał na piłkarzy więcej niż Roman Abramowicz, zmieniał trenerów jak Jesus Gil, szukał szczęścia z wielkimi gwiazdami: Ronaldo, Zlatanem Ibrahimoviciem, można by długo wymieniać. Zdobywał Puchary UEFA, mistrzostwa Włoch, ale szczęście znalazł dopiero teraz. Po 45 latach puchar może znów należeć do Morattich.

[srodtytul]Na kosmodromie[/srodtytul]

W piątek, gdy piłkarze Interu rozgrzewali się przed treningiem w Valdebebas – ośrodku Realu malowniczym jak kosmodrom Bajkonur – prezes podszedł do Jose Mourinho, wyściskał go, a potem zrzucił marynarkę i zza linii bocznej przyglądał się, jak ćwiczą jego miliony.

Patrzył z uśmiechem, bo to dobrze wydane pieniądze. Zwłaszcza ponad 10 mln euro na roczną pensję Mourinho. Można nie lubić Portugalczyka jako człowieka (jak mawia o nim Johan Cruyff: dobry trener, zły przykład), ale zarządcą talentu jest wybitnym.

[srodtytul]Ujarzmione kaprysy[/srodtytul]

Zastał drużynę Zlatana i dziesięciu pomocników, a w dwa lata zmienił ją w automat bez słabych punktów. Nawet z takich piłkarzy jak Javier Zanetti, który jest w Mediolanie prawie tak długo jak Il Duomo i w sobotę zagra 700. mecz dla Interu, potrafił wydobyć coś nowego.

– Uczynił Inter zespołem – mówił w piątek trener Bayernu Louis van Gaal. On sam w Monachium zbudował w jeden sezon podobną konstrukcję. Podpartą z każdej strony, tak że jej nie przewrócą fochy jednej czy dwóch primadonn.

Z szatni Interu i Bayernu nie zniknęli egocentrycy, piłkarze, którzy piłkę kochają bardziej od kolegów, a jeszcze bardziej od piłki siebie. Ale trenerzy nad ich kaprysami zapanowali. Samuel Eto’o zrobi dla swojego szefa wszystko i w sobotę może zostać pierwszym piłkarzem, który rok po roku wygrywał Ligę Mistrzów. Wesley Sneijder u Mourinho poczuł się chciany i dostał skrzydeł. Arjen Robben zrozumiał, że od wielkiego piłkarza wymaga się czegoś więcej niż dryblingów i strzałów.

– Dlaczego Arjen, odesłany z Realu, u nas został bohaterem? Bo my wiemy, jak grać dla niego, gdy mamy piłkę. A on wie, jak grać dla nas, gdy piłki nie mamy – mówił przed finałem kapitan Bayernu Mark van Bommel.

Po najgorętszym transferowym lecie futbolu przyszedł taki mecz finałowy: bez żadnego z najdroższych piłkarzy świata, bez Cristiano Ronaldo, bez Leo Messiego. I to wszystko na Santiago Bernabeu, w świątyni piłkarskiego kultu jednostki. W korytarzach madryckiego metra z plakatów nowej kampanii reklamowej wyskakują Cristiano, Wayne Rooney, Didier Drogba, Robinho, Franck Ribery, ale sobotni wieczór nie będzie należał do żadnego z nich.

[wyimek]3 tytuły zwycięzca zdobędzie potrójną koronę (mistrzostwo i puchar kraju oraz Puchar Europy)[/wyimek]

Dotarł do finału tylko Ribery, ale nie zagra z powodu czerwonej kartki w półfinale. I rozpaczy na twarzy van Gaala nie widać. Jeszcze niedawno Ribery to był król Bawarii, ale nowy trener uniezależnił od niego drużynę. W rewanżu z Lyonem Francuza zastąpił Hamit Altintop i Bayern nadal był wielki.

– Brak Ribery’ego jest dla nich mniejszą stratą niż dla nas brak Thiago Motty – mówi Mourinho o swoim defensywnym pomocniku, też zdyskwalifikowanym za czerwoną kartkę w półfinale. Brazylijczyk Motta, wychowany do wielkiego futbolu w barcelońskiej La Masii, ale specjalista od przeszkadzania, to w pewnym sensie symbol tego odnowionego Interu. Drużyny, która Ameryką Południową stoi, ale wybrała z niej to co najsolidniejsze.

[srodtytul]Kościec z tytanu[/srodtytul]

Od Julio Cesara w bramce przez Lucio i Waltera Samuela w obronie, Estebana Cambiasso w pomocy po Diego Milito w ataku. Gdy dodać do tego podania i rzuty wolne Wesleya Sneijdera, szybkość Eto’o, nieprzewidywalność ich obu, wychodzi drużyna na każdą pogodę. Taka, która w drodze do finału wyeliminowała Chelsea i Barcelonę, grając rewanże na obcych boiskach. Inter ma najtrudniejszą do oszukania obronę, nie odda za darmo nawet kawałka darni.

Ale naprzeciw niego staje najlepszy atak Ligi Mistrzów (21 goli) i drużyna, która nieraz już w tym sezonie wracała znad przepaści. I robiła to, grając pięknie, szybkimi podaniami. Awans z grupy uratowała zwycięstwem 4:1 w Turynie, w wymianie ciosów powaliła najpierw Fiorentinę, potem Manchester United, choć w żadnym starciu nie była zdecydowanym faworytem. Jak piszą Niemcy, różnie się w tej drużynie rozkładają umiejętności, ale za to kościec jest z tytanu.

– Wiem, że Chelsea, Barcelona czy Manchester United ciągle są lepszymi od nas zespołami, ale jednak to my gramy w finale. Mieliśmy szczęście, lecz na nie zasłużyliśmy – mówił w piątek van Gaal. Podczas swojej konferencji był trochę wykładowcą, trochę aktorem, żartował, udawał, że się złości.

Mourinho (Maurinio, jak wymawiają jego nazwisko Hiszpanie), czekając na swoją kolej, usiadł skromnie na podeście z boku, a potem lawirował między pytaniami o to, czy przyjdzie do Realu już teraz, czy nie.

[srodtytul]Uśmiech van Gaala[/srodtytul]

Po finale któryś z nich, Holender albo Portugalczyk, zostanie trzecim trenerem po Ernście Happelu i Ottmarze Hitzfeldzie, który wygrał Ligę Mistrzów z dwiema różnymi drużynami.

– Czy można nazwać Mourinho najwybitniejszym trenerem jego pokolenia? – zapytano w piątek van Gaala. – Pamiętając, że jest ode mnie dziesięć lat młodszy, myślę, że można go tak nazwać. – A kto w takim razie jest największy w pana pokoleniu? – nie ustępował pytający. – Przepraszam – uśmiechnął się van Gaal – ale na pytania dotyczące mnie nie odpowiadam.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora

[mail=p.wilkowicz@rp.pl]p.wilkowicz@rp.pl[/mail]

[ramka]

[b]Jose Mourinho - trener Interu[/b]

Inter jest w finale pierwszy raz od 38 lat, większości naszych kibiców nie było na świecie, gdy klub walczył o Puchar Europy. Ale dla mnie jako trenera to nie ma znaczenia, nie czuję, żeby to był jakiś dodatkowy ciężar. Finał Ligi Mistrzów zawsze jest tak samo trudny. Nieważne, czy grasz w nim pierwszy raz czy kolejny. I nie możesz się przejmować tym, że piszą, iż zostaniesz trenerem Realu Madryt. Musisz być skoncentrowany tylko na tym meczu. Gdy siadałem na ławce Porto przed finałem LM 2004, wiedziałem, że to mój ostatni mecz, że odchodzę. Teraz tego po prostu nie wiem, dlatego o tej sprawie nie myślę. A po finale? Na pewno pojadę na wakacje, w góry.

Trzy lata pracy z Louisem van Gaalem to mnóstwo wspomnień. Nasze domy stały 50 metrów od siebie, pracowaliśmy 24 godziny na dobę. Harowałem jak zwierzę, jestem wdzięczny, że mnie do tego zapędził. Dać współpracownikowi swojego poprzednika tyle zaufania, ile on dał mnie, to było coś wielkiego. [/ramka]

[ramka]

[b]Louis van Gaal - trener Bayernu[/b]

Jak poznałem Jose Mourinho? To było 13 lat temu, na spotkaniu u prezesa Barcelony Josepa Lluisa Nuneza. Jose przyszedł ze swoim szefem Bobbym Robsonem. Nie, nie przedstawił mi się jako Special One. Ale wystarczyła chwila i wiedziałem, że chcę z nim pracować. Nunez powiedział, że będę nowym trenerem, zastąpię Robsona. Z Anglikiem o tym rozmawiał wcześniej, z Jose nie. I ten się wściekł, krzyczał, a ja byłem zachwycony jego reakcją. Pomyślałem: chłopak ma coś w sobie. Wziąłem go na asystenta. Był świetny. Ale że zostanie tak wielkim trenerem, nie przypuszczałem. Jego styl jest bardziej defensywny, ja wierzę w atak. Trenuję ciała, ale też dusze piłkarzy, dlatego trzeba było poczekać na efekty pracy w Bayernie. W Ajaksie czy Barcelonie było tak samo. To zaszczyt grać finał na Santiago Bernabeu. O wynikach meczów rozstrzygają często szczegóły. Mam nadzieję, że w sobotę szczegół nie będzie się nazywał „sędzia”. [/ramka]

– Niech tylko któryś z was się dotknie Interu, to przysięgam, wydziedziczę – powtarzała swoim synom Emilia Moratti, a Massimo słuchał matki i kiwał głową. Ale zrobił po swojemu.

Od 15 lat topi w Interze cały wolny czas i zbudowany na ropie naftowej rodzinny majątek. Dokładnie tak jak kiedyś jego ojciec Angelo, za którego pieniądze Inter dwa razy sięgał w latach 60. po Puchar Europy.

Pozostało jeszcze 95% artykułu
Piłka nożna
Bałagan po katalońsku. Zamieszanie z rejestracją zawodników i żądania głowy prezesa Laporty
Materiał Promocyjny
Jak przez ćwierć wieku zmieniał się rynek leasingu
Piłka nożna
Floriani Mussolini. Piłkarz z prowokującym nazwiskiem
Piłka nożna
Rok 2025 w piłce. Wydarzenia, którymi będziemy żyli w najbliższych miesiącach
Piłka nożna
Gdzie zagra Cristiano Ronaldo? Wkrótce kończy mu się kontrakt
Materiał Promocyjny
5G – przepis na rozwój twojej firmy i miejscowości
Piłka nożna
Marcin Animucki: Pieniędzy będzie jeszcze więcej
Materiał Promocyjny
Nowości dla przedsiębiorców w aplikacji PeoPay