O takich jak on zwykło się mówić, że jeńców nie biorą. Niektórzy nazywają go rzeźnikiem, ale w walce o piłkę stara się szukać bardziej wyrafinowanych metod niż łamanie nóg. Tak, by sędziowie mieli wątpliwości, czy sięgnąć po gwizdek. Jak w ostatnim wygranym meczu w Bilbao.
Chwilę po tym, gdy wykorzystał jedenastkę, nadepnął we własnym polu karnym na stopę przeciwnika. – Zrobiłem to, ale w ogóle go nie widziałem, stał za moimi plecami. Przewinienia nie było. Nie zdobędziemy tytułu dzięki sędziom, tak jak przez nich go nie stracimy – odniósł się do sytuacji analizowanej skrupulatnie przez hiszpańskie media.
Jak mistrz sztuk walki
Dwa lata temu, w finale Champions League z Liverpoolem, wyeliminował z gry Mohameda Salaha w taki sposób, że nie dostał nawet żółtej kartki, choć chwytu, jaki założył gwiazdorowi rywali, nie powstydziliby się mistrzowie sztuk walki.
W Kijowie Real sięgnął po trzeci puchar z rzędu. Czwarty w ciągu pięciu sezonów. Dwa pierwsze finały Ramos kończył z bramkami i tytułem piłkarza meczu. Kiedy zawodzi atak, on bierze sprawy w swoje ręce.
Jerzy Dudek, który przez cztery lata dzielił z nim szatnię, w swojej książce „NieRealna kariera” wspominał, że na boisku Ramos zawsze chciał być w centrum uwagi. Wykonywać rzuty wolne i karne, wyrzucać piłkę z autu. Gdyby mógł, to z własnego dośrodkowania z rzutu rożnego strzeliłby gola.