Polecamy magazyn weekend.rp.pl
Wayne Rooney może się gorzko uśmiechnąć, bo tak drogiej kolacji jeszcze chyba w życiu nie jadł. Świąteczne wyjście z żoną Coleen i kolegami z Manchesteru United Jonnym Evansem oraz Darrenem Gibsonem kosztowało go ponad 250 tys. funtów. To dużo czy mało? Dla przeciętnego kibica bardzo dużo, ale dla gwiazdy mistrzów Anglii to zaledwie tygodniowa pensja. Najśmieszniejsze w tej sytuacji jest to, że tym razem Rooney, biorąc pod uwagę jego przeszłość, cierpiał za niewinność. Nie upił się, nie rozrabiał, nie korzystał z usług prostytutki, co mu się wcześniej zdarzało, a jedynie zjadł spokojnie kolację – w dodatku po wygranym 5:0 meczu z Wigan. Prawda, że zasłużył na odpoczynek? Problem w tym, że sir Alex Ferguson zabronił piłkarzom wychodzenia po meczu z domów, bo czas świąteczno-noworoczny to w Anglii maraton grania i trzeba oszczędzać siły.
Rooney, Evans i Gibson słowa trenera zlekceważyli, a że ktoś zrobił im zdjęcie, to sprawa się wydała. Być może Ferguson przesadził, zwłaszcza że bez zawieszonego Rooneya Manchester przegrał 2:3 ze słabym Blackburn, ale Rooney i spółka mają już tyle za uszami, że nie powinni narzekać. Tym bardziej, że wyjście do restauracji przypadło w okresie, który Fergusonowi wyjątkowo źle się kojarzy. Kilka lat temu jego zawodnicy tak narozrabiali podczas klubowej "wigilii", że policja odwiozła na komisariat skutego Evansa z zarzutami gwałtu. Wprawdzie oskarżenie wycofano, ale skąd na świątecznym spotkaniu wzięły się obce kobiety i dochodziło do sytuacji grożących takimi zarzutami?
O tym wszystkim na pewno piłkarze Manchesteru pamiętali, decydując się na wyjście do restauracji. Musieli mieć też świadomość, że mogą zostać tam sfotografowani (w końcu nie od dziś obcują z tabloidami), a Ferguson się wścieknie. A mimo to wyszli na miasto. Bo tak naprawdę, czym mógł ich ukarać menedżer? Odebraniem tygodniowej pensji? Proszę bardzo, zarabiają tyle, że takiej straty nawet nie zauważą, a pieniądze od sponsorów i z reklam im to zrekompensują. Mógł ich nie wystawić do składu? Tak, nie wystawił.
A United przegrali z ostatnim zespołem Premiership i nie zostali liderem. Mógł kopnąć ze złością but, jak kiedyś w kierunku Davida Beckhama? To już chyba nie te czasy. Zawsze można takiego Rooneya sprzedać, tylko kto na tym wyjdzie lepiej: on czy klub, bo drugiego takiego napastnika niełatwo będzie znaleźć. A po Rooneya momentalnie ustawi się kolejka chętnych, z sąsiadami z City na czele. Już zresztą z nimi flirtował, podobnie jak z Realem Madryt, a w City chyba ich nie przeraża temperament Anglika, bo mają na co dzień do czynienia z równie niesfornymi Mario Balotellim i Carlosem Tevezem. Argentyńczyka wyciągnęli przecież z Old Trafford, gdy jego drogi z Fergusonem się rozeszły.