Przez dziesięciolecia synonimem i symbolem wytrwałości na boisku był Stanley Matthews. Dziś to nazwisko jest już zapomniane, a kiedyś było w futbolu jednym z najlepszych. Kiedy w roku 1956 „France Football" pierwszy raz przyznawał „Złotą Piłkę" dla najlepszego gracza Europy, wręczono ją właśnie Matthewsowi. Miał wówczas 41 lat, grał w Blackpool a dziennikarzom z całej Europy, dokonującym wyboru logicznie się wydawało, że „Złota Piłka" będzie odpowiednią nagrodą na zakończenie kariery. Matthews nie zrozumiał tej aluzji. Mając 42 lata grał jeszcze w reprezentacji Anglii a w wieku 46 lat wrócił z Blackpool do swojego macierzystego klubu - Stoke. Dwa lata później pomógł mu w awansie do I ligi. Anglię ogarnął wtedy szał. Średnia widzów na meczach Stoke zwiększyła się o dziesięć tysięcy. Kolej musiała wysłać na trasy dodatkowe pociągi, bo ludzie chcieli zobaczyć na żywo nie tylko „Czarodzieja dryblingu", ale piłkarza, który potrafił zatrzymać czas.
Stanley Matthews zdobył w Anglii wszystkie możliwe zaszczyty. Rozegrał 54 mecze w reprezentacji, był z nią dwukrotnie na mistrzostwach świata. Tytuł Piłkarza Roku przyznawano mu dwukrotnie, w odstępie piętnastu lat (1947, 1962)! UNESCO uhonorowała go Dyplomem Fair Play. Był pierwszym piłkarzem, któremu królowa przyznała tytuł szlachecki (1965). Jest wciąż najstarszym zawodnikiem, który wystąpił w meczu pierwszej ligi angielskiej. Kiedy zagrał w niej po raz ostatni miał 50 lat i pięć dni. Na zakończenie jego kariery zorganizowano mecz Stoke - Europa, w którym wzięli udział czołowi piłkarze świata: Lew Jaszyn, Alfredo di Stefano, Ferenc Puskas, Ladislao Kubala... Kiedy w roku 1996 Anglia organizowała mistrzostwa Europy, Stanley Matthews wychodził na boisko stadionu Wembley jak gwiazda, świecąca jaśniej od wielu czynnych zawodników.
Ryanowi Giggsowi poświęciliśmy niedawno osobny tekst. Podobny przed czterema laty dotyczył Paolo Maldiniego. Giggs całą karierę spędził w Manchesterze Utd. Maldini był nie tylko wychowankiem AC Milan, ale i kontynuatorem tradycji ojca. Obydwaj w roli kapitanów wznosili po zwycięskich finałach Puchar Mistrzów. Paolo Maldini spędził w Milanie ćwierć wieku jako zawodnik. Ostatni raz wybiegł na boisko w pasiastej czerwono-czarnej koszulce z numerem 3 miesiąc przed 41 urodzinami. W uznaniu zasług dla piłkarza ten numer został zastrzeżony. Będzie mógł z nim zagrać dopiero syn Paolo Maldiniego, jeśli pójdzie w ślady ojca i dziadka.
Czterdziestolatków jest w futbolu więcej a może ich przybywać. Jeśli ktoś zdrowo się prowadzi, to medycyna pomoże mu dłużej pozostać na boisku. Drugim warunkiem są umiejętności. Ci, których podczas kariery zawodowej głównym atutem była szybkość, nie grają nawet w meczach towarzyskich drużyn oldbojów. Szybkość przemija, technika pozostaje. Dlatego 79-letni Lucjan Brychczy jest wciąż w sztabie trenerskim Legii. Kolejna generacja bramkarzy tego klubu, nie znająca go z przeszłości, najpierw dziwi się, że jakiś dziadek ustawia sobie piłkę na linii pola karnego. A potem rwie sobie włosy z głowy, kiedy ten dziadek wali piłkę po rogach i okienkach tak, że żaden „wnuk" jej nie obroni. Brat Jana Muchy, który przyjechał na testy do Legii, przećwiczony przez Brychczego i załamany, wrócił na Słowację.
Piotr Reiss, futbolowy bohater Poznania, zakończył karierę wiosną, w wieku 41 lat. Tomasz Frankowski miał 38 a Michał Żewłakow 37. Wszyscy mogli grać tak długo, ponieważ grać umieli. Kazimierz Deyna był zawodowym piłkarzem do 39 roku życia.