Kiedy Steven Gerrard pięknym strzałem z rzutu wolnego doprowadził w meczu z FC Basel do wyrównania, 40 tys. kibiców liczyło, że w ostatnich ośmiu minutach wydarzy się cud: Liverpool zdobędzie drugiego gola i wyjdzie z grupy. Ale magii, która dziesięć lat temu pozwoliła Anglikom pokonać rzutem na taśmę Olympiakos Pireus i zakwalifikować się do fazy pucharowej, a potem odwrócić losy wydawałoby się przegranego finału w Stambule, we wtorkowy wieczór zabrakło.
– Nie zasłużyliśmy na awans. Byliśmy po prostu za słabi – nie ukrywał Gerrard, daleki od swojej najlepszej formy. – Pierwsza połowa była rozczarowująca, druga wspaniała. Trzeba pamiętać, że nie mogło zagrać kilku kontuzjowanych zawodników, poza tym uważam, że Lazar Marković niesłusznie został ukarany czerwoną kartką (uderzył rywala w twarz – przyp. red.). Musimy zrobić wszystko, by wrócić tu za rok, bogatsi o doświadczenia – przyznał Brendan Rodgers. Tylko czy trener dostanie szansę, by odkupić winy?
Liverpool w Premier League zajmuje dopiero dziewiąte miejsce, przed nim trudne spotkania z Manchesterem United i Arsenalem. Niewykluczone, że przepustki do LM trzeba będzie szukać w Lidze Europejskiej, w majowym finale na Stadionie Narodowym w Warszawie.
„Daily Telegraph" nie ma wątpliwości, że pieniądze ze sprzedaży Luisa Suareza do Barcelony można było wykorzystać lepiej. Mario Balotelli nie strzelił w lidze ani jednej bramki, Marković, który kosztował dwa razy więcej niż wszyscy piłkarze pozyskani latem przez drużynę z Bazylei (20 mln funtów), zaczął tylko dwa mecze w podstawowym składzie, Emre Can częściej leczył kontuzję, niż grał, a Adam Lallana po transferze z Southampton stracił formę.
Nie zasłużyliśmy na awans. Byliśmy po prostu za słabi – przyznał Steven Gerrard