Legia o pierwsze miejsce w grupie Ligi Europejskiej zagra z Trabzonsporem bardzo poważnie osłabiona. Nie tylko radzić będzie musiała sobie bez filaru defensywy – Jakuba Rzeźniczaka (a być może także bez Miroslava Radovica) – ale przede wszystkim bez wsparcia kibiców.
Po rasistowskich okrzykach w meczu z Lokeren w poprzedniej kolejce, UEFA nałożyła na Legię surową karę. Grzywnę w wysokości 105 tysięcy euro, zakaz wyjazdowy dla kibiców stołecznego klubu, a przede wszystkim nakaz rozegrania dwóch najbliższych spotkań w europejskich pucharach przy pustych trybunach. Dariusz Mioduski, jeden ze współwłaścicieli mistrza Polski, mówił w rozmowie z „Rzeczpospolitą" tuż po ogłoszeniu wyroku: – Zamiast święta futbolu przy Łazienkowskiej, będziemy mieli wyjątkowo smutny wieczór.
Brak kibiców na trybunach to dla Legii także ogromne straty finansowe. We wspomnianej rozmowie Mioduski oceniał, że rozegranie dwóch tak atrakcyjnych spotkań przy zamkniętym stadionie to strata nawet około miliona euro. Oczywiście współwłaściciel klubu zakładał, że na trybunach w obu przypadkach pojawiłby się komplet widzów. Założenie o tyle uprawnione, że biletów na spotkanie z Trabzonsporem brakowało już na kilka dni przed nałożeniem kary przez UEFA.
W poniedziałek Legia złoży odwołanie i będzie walczyć o to, by drugie ze spotkań (mecz w 1/16 finału LE w lutym przyszłego roku) widzowie mogli zobaczyć i by kara została przynajmniej zawieszona. Legia ma złożyć UEFA obietnicę, że pociągnie do odpowiedzialności osoby, które w Lokeren dopuściły się rasistowskich wykroczeń.
W europejskiej centrali, jak udało się nieoficjalnie dowiedzieć „Rz", ten precedensowy pomysł zyskał duży poklask. Prezes i współwłaściciel Legii Bogusław Leśnodorski nie chce komentować sprawy, by „nie rozbudzać nadziei", ale wygląda na to, że Legia wcale nie stoi na straconej pozycji.