– Rywali się nie wybiera – mówił przed siódmymi w tym sezonie derbami Diego Simeone. Jego piłkarze kolejny raz nie przegrali, ale w pierwszej połowie zostali tak zdominowani przez sąsiadów, że wydawało się, iż gol dla Realu prędzej czy później padnie. Świetnie bronił jednak Jan Oblak, dwukrotnie zatrzymał piłkę po uderzeniach Garetha Bale'a, nie zaskoczył go sprytny strzał Jamesa Rodrigueza. Królewscy robili wszystko, by zaprzeczyć słowom Carlo Ancelottiego, który na przedmeczowej konferencji opowiadał, że tego wieczoru nie trzeba za wszelką cenę zwyciężyć.
W drugiej połowie gra się wyrównała, a walka stała się jeszcze ostrzejsza. Sergio Ramos rozciął Mario Mandżukiciowi nos. Raczej nie z premedytacją, ale sytuacja na tyle wyprowadziła z równowagi wracającego po kontuzji Chorwata, że już do końca szukał okazji do zemsty. Dyskutował z sędziami, nie unikał spięć z przeciwnikami, prowokującymi go na różne sposoby. Za uderzenie Daniego Carvajala łokciem powinien dostać czerwoną kartkę.
Kogo ten wynik zadowala bardziej, trudno powiedzieć. Real zagra w rewanżu u siebie, ale Atletico do awansu wystarczy bramkowy remis. Emocje gwarantowane.
Trener Juventusu Massimiliano Allegri nie zachęcał zbytnio do oglądania meczu z AS Monaco. – To będzie zupełnie inna rywalizacja niż z Borussią Dortmund. Może być nudno. Naszym celem jest po prostu awans. Dla mnie to bez znaczenia, czy w dwumeczu będzie 1:0 czy 1:1. Najważniejsze to nie stracić gola na własnym boisku – przyznał szczerze Allegri.