Lech jest już jedną nogą w III rundzie eliminacji Ligi Mistrzów i wydaje się, że w Poznaniu to wiedzą. Oczywiście nikt tego otwarcie nie przyzna, lekceważenie przeciwnika to grzech śmiertelny w futbolu, o czym przekonały się ekipy od Lecha silniejsze, ale musiałby nastąpić kataklizm, by mistrz Polski przegrał u siebie wyżej niż 0:2 i odpadł.
Szczególnie że w pierwszym meczu Lech był po prostu zespołem lepszym i bardziej dojrzałym, a także miał jasno nakreślony przez trenera Macieja Skorżę plan, którego piłkarze się trzymali i który realizowali.
Szkoleniowiec oczywiście stara się tonować nastroje. – W poprzednim sezonie FK Sarajewo także przegrywało pierwsze mecze u siebie, ale odrabiało straty na wyjazdach. Analizuję tamte spotkania. Bośniacy grali mądry, wyważony, spokojny futbol – asekuruje się Skorża.
– Jeśli zawodnicy pomyślą, że dwumecz rozstrzygnął się już w pierwszym spotkaniu, to może być początek ich końca – wtóruje szkoleniowcowi w rozmowie z „Rz" były reprezentant Polski i Lecha Bartosz Bosacki. – Lech jednak był zespołem mądrzejszym od FK i myślę, że potwierdzi to w rewanżu. Od kiedy pojawił się w zespole Skorża, zawodnicy mają więcej wolności na boisku i czerpią większą przyjemność z gry. Widać rękę trenera.
Do rewanżu z Bośniakami Kolejorz przystąpi osłabiony. Znacznie poważniejszy, niż początkowo się wydawało, okazał się uraz Dawida Kownackiego. Oprócz wstrząśnienia mózgu młody skrzydłowy doznał kontuzji stawu skokowego, potrzebna będzie operacja, która została zaplanowana na czwartek i Lech będzie musiał sobie radzić bez niego nawet przez dwa miesiące.