Gdy Juergen Klopp odchodził z Borussii, kibice tworzący słynną „Żółtą Ścianę" czuli, że skończyła się pewna epoka, ale byli spokojni, bo wiedzieli, że tylko jeden człowiek może przejąć drużynę, która swoim stylem podbiła Europę – Thomas Tuchel.
Ten trener niczego jeszcze nie wygrał – jego największym sukcesem było poprowadzenie skromnego Mainz do siódmego miejsca w Bundeslidze dwa sezony temu. A jednak mimo to przed mistrzostwami świata w Brazylii mówiło się, że jeśli powinie się noga Joachimowi Loewowi, jego następcą w roli selekcjonera będzie właśnie Tuchel. Popularna była też plotka, że były trener Mainz zostanie asystentem Pepa Guardioli w Bayernie, by przejąć po nim zespół w 2016 roku, gdy Katalończykowi skończy się kontrakt.
Porządek musi być
Gdy jednak Klopp powiedział ze łzami w oczach, że odchodzi, wszystkie przymiarki Tuchela do innych klubów przestały mieć sens.
Jako piłkarz Tuchel kariery nie zrobił. Już w wieku 24 lat, będąc zawodnikiem SSV Ulm, musiał ją zakończyć ze względu na uraz kolana. Z początku zresztą niewiele wskazywało, że zostanie w futbolu – skończył uczelnię ekonomiczną i gdyby nie odezwał się do niego z propozycją pracy jego były trener Ralf Rangnick, dziś kibice z „Żółtej Ściany" nie cieszyliby się z kapitalnego startu Borussii, która dwa razy z rzędu wygrała po 4:0 i jest liderem tabeli. Ostatni raz na pierwszym miejscu w Bundeslidze była ponad dwa lata temu, gdy sięgała po tytuł.
Rangnick jest jednym z ojców znanej i opisanej ze wszystkich stron rewolucji w niemieckim futbolu, której punktem kulminacyjnym było zeszłoroczne mistrzostwo świata. A jego pilnym uczniem był nowy szkoleniowiec Dortmundu.
To Tuchel w dużej mierze odpowiada za to, że rozmowy o taktyce w Niemczech stały się nagle modne. A powtarzane przezeń na każdej konferencji prasowej określenie „plan gry" stało się jego znakiem rozpoznawczym. Klopp był władcą umysłów, figurą ojcowską, za nim piłkarze i kibice poszliby w ogień. Tuchel nazwany został przez swego byłego zawodnika Heinza Muellera „dyktatorem", a jego relacje z mediami nie są niekończącą się anegdotą. Lubi porządek, jedną z jego pierwszych decyzji w Mainz było zarządzenie, że piłkarze nie wstają od stołu, dopóki wszyscy nie skończą obiadu.