Podczas gdy Norweg udzielał ostatnich wskazówek piłkarzom Legii przed spotkaniem z Górnikiem w Zabrzu, na lotnisku Okęcie w Warszawie lądował jego następca Stanisław Czerczesow. Kiedy Norweg jeszcze rozmawiał przed meczem z reporterami Canal+, „Przegląd Sportowy” już publikował na swoich stronach internetowych zdjęcia pokazujące Rosjanina w towarzystwie swoich przyszłych współpracowników Mirosława Romaszczenki, który ma zostać asystentem szkoleniowca, oraz fizjoterapeuty Władymira Panikowa.
Gdy Legia traciła gola już w piątej minucie po strzale głową Oleksandara Szeweluchina, były szkoleniowiec, m.in: Spartaka i Dynama Moskwa, był już po rozmowie z właścicielami Legii, podczas której ustalał ostatnie szczegóły swojego kontraktu. Mówiło się o tym, że Czerczesow miał dotrzeć do Zabrza, by na żywo zobaczyć swoich nowych podopiecznych, ale ostatecznie do tego nie doszło.
Zamiast tego pojechał na stadion przy ulicy Łazienkowskiej i gdy Radosław Sobolewski znowu wyprowadzał Górnika na prowadzenie (po tym gdy na 1:1 wyrównał z rzutu karnego Nemanja Nikolić), Czerczesow zwiedzał szatnie i oglądał swoje nowe biuro. A gdy przy wyniku 2:2 (znowu wyrównał Nikolić) jeszcze prowadzący zespół Berg zdejmował w 41. minucie Michała Kucharczyka, kiedy skrzydłowy zgłosił problemy zdrowotne, Czerczesow zapewne już układał sobie plan treningów na przyszły tydzień.
Legia ostatecznie na pożegnanie Norwega zremisowała w Zabrzu 2:2 i traci już do Piasta 10 punktów.
Sprzeczne informacje dochodzą z obozu Wisły Kraków, która w sobotni wieczór przegrała na wyjeździe z Piastem Gliwice 0:1. Wciąż oficjalnie nie podano informacji o zwolnieniu Kazimierza Moskala, ale wtajemniczeni twierdzą, że to już fakt dokonany.
Pytanie czy do ściany nie doszli także w Poznaniu. Mistrz Polski w ostatnim meczu 11. kolejki został rozgromiony przez Cracovię aż 5:2. Pierwszego gola zawodnicy Macieja Skorży stracili po nieco ponad pół minuty gry – a sytuację sam na sam z Maciejem Gostomskim wykorzystał świeżo upieczony reprezentant Polski – Bartosz Kapustka. Niecałe dwie minuty później Lech przegrywał już 0:2 po trafieniu Denissa Rakelsa i jasne się stało, że to nie będzie spotkanie, w którym zespół Macieja Skorży się przełamie.
Trener mistrzów Polski nie jest w stanie wydobyć zespołu z kryzysu. Pogrom poniesiony z rąk Cracovii był już dziewiątym meczem ligowym bez zwycięstwa. Lech traci do lidera z Gliwic już 22 punkty i nawet jeśli weźmiemy pod uwagę podział punktów przed fazą finałową, to wciąż jest przepaść. W Poznaniu szefowie bardzo długo mieli cierpliwość do Skorży. Nie pozbyli się szkoleniowca, dawali mu szansę, by wyciągnął zespół z kryzysu. Nic z tego. Jak Lech zawodził, tak stawał się coraz gorszy niemal z każdym kolejnym meczem. Wydaje się że na Lecha podziałać już może tylko terapia szokowa. A taką byłoby oczywiście zwolnienie Skorży.
Piast nie przestaje być największą niespodzianką ekstraklasy. Jedynego gola meczu zdobył Martin Nespor, dla którego było to już szóste trafienie w tym sezonie. Czeski napastnik wykorzystał kapitalne dośrodkowanie Patricka Mraza i w ekwilibrystyczny sposób umieścił piłkę w siatce. Inna sprawa, że Nespora w tym momencie mogłoby już nie być na boisku. Sędzia Jarosław Przybył oszczędził jednak Czecha i nie pokazał mu czerwonej kartki, po tym gdy przy linii środkowej doszło do przepychanki między piłkarzami i to właśnie Nespor był prowokatorem tego zdarzenia.
Wciąż bez porażki jest druga z sensacji ligi – Pogoń Szczecin. Pamiętać jednak należy, że zespół prowadzony przez Czesława Michniewicza już w zeszłym sezonie (a także dwa lata temu) grał w czołowej ósemce, a Piast, który dziś jest liderem, musiał się bronić przed degradacją w grupie spadkowej.
Pogoń tym razem pokonała u siebie Ruch Chorzów 2:0, a obie bramki zdobył Japończyk Takafumi Akahoshi. To kolejny zawodnik, który u nas jest gwiazdą, natomiast gdy wyjechał za granicę, nie był w stanie poradzić sobie z obciążeniem i rywalizacją. Japończyk w poprzednim sezonie odszedł do drużyny rosyjskiej ekstraklasy FK Ufa – w 16 kolejkach pojawił się na boisku zaledwie w dwóch meczach, po czym z podkulonym ogonem wrócił do Szczecina.
Skoro o piłkarzach, którzy nie poradzili sobie za granicą mowa, to przebudziła się specjalizująca się w zatrudnianiu takich właśnie zawodników Lechia Gdańsk. Tym razem zespół z Wybrzeża pojechał na wyjątkowo niewdzięczny teren – do Białegostoku.
Jagiellonia w pierwszej połowie była zespołem lepszym, a tuż przed gwizdkiem na przerwę rzutu karnego nie wykorzystał Konstantin Vassiljev. Jeden z najlepszych w tym sezonie zawodników ekstraklasy uderzył wprost w bramkarza.
W drugiej połowie Lechia jednak wrzuciła wyższy bieg i rozniosła trzecią drużynę poprzedniego sezonu 3:0, jak na zespół, który dostarcza do reprezentacji najwięcej piłkarzy przystało. Inna sprawa, że Sebastian Mila nawet nie wstał z ławki rezerwowych, a Sławomir Peszko pojawił się na murawie tylko na ostatnie pół godziny.
Obaj zostali przez Adama Nawałkę powołani na czwartkowy mecz ze Szkocją w Glasgow i niedzielny z Irlandią u siebie. Zgrupowanie rozpoczyna się dziś w Warszawie. Będzie wyjątkowo krótkie –już w środę piłkarze odlatują do Szkocji.
Ten artykuł przeczytasz z aktywną subskrypcją rp.pl
Na bieżąco o tym, co ważne w kraju i na świecie. Rzetelne informacje, różne perspektywy, komentarze i opinie. Artykuły z Rzeczpospolitej i wydania magazynowego Plus Minus.