Mecz w Sewilli był jednostronny, choć zespół Adriana Siemieńca chciał coś z tego wieczoru wynieść. Białostoczanie nie bali się ryzyka i momentami atakowali nawet rywali wysokim pressingiem, ale z upływem czasu coraz wyraźniej było widać, że to gospodarze są szybsi, silniejsi oraz lepiej wyszkoleni, a piłkę traktują jak najlepszego przyjaciela z którym nie lubią się rozstawać. Betis nieprzypadkowo kilka dni wcześniej zremisował z Barceloną, a Jagiellonia – z Piastem Gliwice.
Była 24. minuta, kiedy mistrzowie Polski stracili piłkę przed polem karnym przeciwnika i wystarczyło kilka sekund, żeby po prostopadłym podaniu Pablo Fornalsa sam przed bramkarzem znalazł się Cedric Bakambu. Drugi gol padł już w doliczonym czasie gry pierwszej połowy, gdy Joao Moutinho tak niefortunnie chciał przejąć piłkę, że ta spadła pod nogi Jesusa Rodrigueza, który z bliska trafił na 2:0.
Czytaj więcej
Chelsea przyjechała do Warszawy i zrobiła swoje. Przed rewanżem szanse Legii na awans do półfinał...
Liga Konferencji. Jagiellonia Białystok bez szans z Betisem
Kiedy dwie godziny wcześniej gola z Chelsea Londyn straciła Legia Warszawa wiedzieliśmy, że zespół z Łazienkowskiej wszedł na równię pochyłą, bo rywale wgniatali tego dnia zespół Goncalo Feio w boisko. Jagiellonia jest drużyną lepszą, więc nie wpadła w taki korkociąg. Zawodnicy Adriana Siemieńca odbili się od lin i tuż po przerwie piłka znalazła się nawet w bramce Francisco Vieitesa, ale sędzia nie mógł gola uznać, bo wcześniej był spalony.
To były momenty, na więcej białostoczanom porwać było się trudno. Po drugiej stronie boiska stała bowiem drużyna rozpędzona i rozwibrowana, bogata nieprzeciętnym talentem, który w ostatnich tygodniach przyniósł nie tylko remis z Barceloną (1:1), ale również wygraną nad Realem Madryt (2:1) i serię sześciu kolejnych zwycięstw w LaLiga, która dobiegła końca dopiero w stolicy Katalonii.