Wieczór w Porto przyniósł porażkę 1:5, po której boli głowa. Polacy znów okazali się drużyną rozchwianą, która nie umie przetrwać momentów kryzysu i pada na ring po pierwszym ciosie. Tak wysoko nasi piłkarze nie przegrali od 1:6 z Belgami w Lidze Narodów za kadencji Czesława Michniewicza, ale trudno spierać się z Bartoszem Bereszyńskim, gdy mówi: - Wynik jest gorszy niż gra.
Polacy w pierwszej połowie podjęli bowiem rękawicę i byli nawet bliżej strzelenia gola, ale po drugiej mogliśmy się zastanawiać, na ile był to efekt naszej postawy, a na ile tego, że pragmatyczni Portugalczycy grali na zaciągniętym hamulcu ręcznym. Faktem pozostaje, że gospodarze wynik otworzyli po kontrataku, a podwyższali – po przypadkowym rzucie karnym oraz zjawiskowym uderzeniu z dystansu. Są jedną z najlepszych drużyn na świecie i wiedzą, jak szczęściu pomagać.
Czytaj więcej
Polacy przegrali z Portugalczykami 1:5 i zagrają o utrzymanie w Lidze Narodów. Gospodarze przespali pierwszą połowę, żeby w drugiej udzielić naszym piłkarzom surowej lekcji. Będzie nas po tym Porto bolała głowa.
Portugalia - Polska. Dlaczego Polacy dostali surową lekcję?
- Szkoda tej pierwszej połowy i niewykorzystanych sytuacji, bo zaczęliśmy odważnie, a wiele założeń udało się realizować - mówi Bereszyński. - Sami nie wiemy, co się stało. Przestaliśmy grać w piłkę - przyznaje Jakub Kiwior. - Siedliśmy po straconym golu, a końcówka była już grą w dwa ognie. Głów jednak nie spuścimy, bo są pozytywy i mamy na czym budować - przekonuje Adam Buksa.
Niewykluczone, że nasi piłkarze zagrali na Estadio de Dragao najlepszą oraz najsłabszą połowę za kadencji Probierza, a w utrzymaniu poziomu gry, kiedy rywale wrzucili wyższy bieg, nie pomógł - jak to ujął selekcjoner - „splot okoliczności”. Kontuzji tuż przed meczem doznał Sebastian Szymański, a w pierwszej połowie: Bartosz Bereszyński oraz Jan Bednarek. Oceniając naszą obronę przez pryzmat pięciu straconych goli, nie można zapomnieć, że Probierz w trakcie meczu musiał ją przemodelować.