Kiedy Sparta grała poprzednio w Lidze Mistrzów, nie było jeszcze iPhone'a, a YouTube dopiero raczkował.
Był rok 2005, a w grupie z Arsenalem, Ajaksem Amsterdam i FC Thun Sparta uzbierała ledwie dwa punkty oraz dwie bramki, ale raczej nikt nie przypuszczał, że na kolejną szansę przyjdzie jej czekać prawie dwie dekady. Tym bardziej że w pucharach rywalizowała regularnie.
Do elity przedzierały się w tym czasie Viktoria Pilzno i Slavia Praga, a Sparcie zawsze czegoś brakowało. Popełniła chyba wszystkie możliwe błędy, przepuszczała pieniądze na zagranicznych piłkarzy, nie pomagały ciągłe zmiany trenerów i decyzje właściciela, jednego z najbogatszych Czechów Daniela Kretinsky’ego.
Sparta Praga i bramy piłkarskiego raju
Wszystko uporządkował Brian Priske. Duńczyk poprowadził Spartę do dwóch tytułów mistrzowskich, pierwszych od dekady. Latem odszedł do Feyenoordu Rotterdam, ale nie zostawił po sobie spalonej ziemi. Zastąpił go rodak i dotychczasowy asystent – Lars Friis.
Cierpliwość i konsekwentna praca zostały nagrodzone. Nic dziwnego, że gdy w sierpniu Sparta przekroczyła wreszcie bramy piłkarskiego raju, pokonując w ostatniej rundzie eliminacji Malmoe, postanowiła uczcić to w wyjątkowy sposób.