Girona to chyba największe zaskoczenie sezonu. Zespół z Katalonii, który nigdy nie zdobył trofeum, a pierwszy awans na hiszpańskie salony wywalczył w 2017 roku, rzucił wyzwanie Realowi i Barcelonie. Ku zdziwieniu wszystkich przez pewien czas był nawet liderem, a dziś wciąż jest na podium La Liga.
Kilkanaście dni temu Girona po raz drugi w sezonie pokonała Barcelonę i zagwarantowała sobie udział w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Pojawił się jednak problem. Europejska federacja (UEFA) nie zgadza się, żeby w tych samych rozgrywkach rywalizowały kluby, które mają jednego właściciela. A Girona jest częścią City Football Group, czyli spółki holdingowej należącej do arabskich szejków, której flagowym produktem jest Manchester City. Posiadają oni kluby na całym świecie, a w Europie inwestują także we Francji (Troyes), Belgii (Lommel) i we Włoszech (Palermo).
UEFA postawiła Gironie warunek
UEFA postawiła więc warunek. Dopuści Gironę do Ligi Mistrzów, jeśli Emiratczycy zmniejszą udziały w klubie z 47 do 30 proc. Inaczej grozi im degradacja do Ligi Europy.
Girona nigdy nie grała w pucharach. Podobnie jak Brest, który miał walczyć o utrzymanie we Francji, tymczasem wystąpi co najmniej w kwalifikacjach Ligi Mistrzów. A może nawet uzyska bezpośrednią przepustkę, jeśli w ostatniej kolejce Ligue 1, w niedzielnym wyjazdowym meczu z Tuluzą, osiągnie lepszy wynik niż Lille w domowym spotkaniu z Niceą.