Reklama
Rozwiń

Wojciech Cygan, czyli kurator z przypadku, prezes po wędrówce

Aktualizacja: 27.12.2019 18:48 Publikacja: 27.12.2019 18:40

Zwycięstwo piłkarzy Rakowa 3:0 na wyjeździe z Lechią Gdańsk w ostatnim meczu 2019 roku zamknęło udany rok klubu, na czele którego stoi Wojciech Cygan. Prezesem został 11 lipca 2018 roku i od tego częstochowianie kroczą drogą sukcesu.


Nie był szalikowcem

– Pochodzę z Częstochowy – mówi Wojciech Cygan. – Dokładnie z dzielnicy Północ, która była podzielona między kibiców kilku klubów i dyscyplin. Byli tam fani Widzewa, AZS-u, Włókniarza i Rakowa. Ja chodziłem z kolegami na mecze siatkarzy, którzy w pobliskiej hali Polonia zdobywali raz za razem mistrzostwo Polski oraz na stadion Rakowa, grającego wówczas w ekstraklasie. Awans częstochowskich piłkarzy ćwierć wieku temu był na ustach wszystkich i na mnie też zrobił wrażenie.

Atmosfera na meczach była niepowtarzalna. Na spotkaniach z wielkimi firmami, takimi jak Legia, stadion, który w sumie niewiele się zmienił do chwili obecnej, był przepełniony. Pamiętam, że stałem w drugim czy w trzecim rzędzie za sektorami od strony budynku klubowego. Musiałem się przeciskać żeby coś zobaczyć. A miałem wtedy kilkanaście lat i nie byłem tej postury co dzisiaj – śmieje się Cygan.

Zobacz jeszcze: Dzięki wygranej nad Lechią Raków śmiało kroczy do grupy mistrzowskiej

Nie był szalikowcem. Przychodził na mecze, bo interesowałago piłka nożna.

– Obserwowałem grę – dodaje prezes Rakowa Częstochowa. – Kupowałem gazety i porównywałem moje odczucia z ocenami wystawionymi zawodnikom w „Sporcie”. Po spotkaniu z GKS-em Katowice, wygranym 3:0, zapamiętałem tytuł „Skrzypek i jego orkiestra”. Grający u nas dwa lata Paweł Skrzypek strzelił wtedy 2 gole i poprowadził drużynę do zwycięstwa. Interesowałem się też transferami i zmianami kadrowymi, więc wiele nazwisk pozostało w pamięci. Jednak w 1998 roku wyprowadziliśmy się z Częstochowy z racji obowiązków służbowych ojca i kontakt z Rakowem nagle się urwał.

W czerwcu dostałem informację, że po wakacjach zmieniamy adres i do liceum zacząłem już chodzić w Katowicach. Pamiętam pierwszy dzień po przewiezieniu mebli. To była końcówka sierpnia. Nierozpakowane pudła zostały w nowym mieszkaniu, a my pojechaliśmy na Bukową, gdzie GKS grał z Legią. Przegrał 1:3, a dwie bramki strzelił wtedy Bartosz Karwan. I tak zaczął się mój katowicki rozdział aktywnego kibica, który co jakiś czas jeździł na mecze GKS-u Katowice. Zarówno w tych czasach ekstraklasowych, jak i w tym późniejszym okresie gry w niższych ligach.

Kurator w GieKSie? Absolutne „nie”

Zmiana w sposobie patrzenia na klub przyszła w 2010 roku, kiedy to Wojciech Cygan został kuratorem GKS-u Katowice.

– Mogę powiedzieć, że to był przypadek – wspomina Cygan. – Pod koniec marca zadzwonił do mnie ojciec i jako pierwszy powiedział mi, że jest propozycja ze stron władz Katowic. Chcieli, żebym został kuratorem stowarzyszenia, które wówczas prowadziło klub. Pierwsze moje słowa brzmiały: „Absolutnie nie”. Dodałem, że mnie nie to w ogóle nie interesuje. Byłem w trakcie aplikacji adwokackiej i to był dla mnie priorytet. Chciałem zakończyć ten rozdział i rozpocząć nowy, otwierając swoją kancelarię.

Godzinę później telefon zadzwonił jednak jeszcze raz i już oficjalnie z Urzędu Miasta otrzymałem propozycję oraz zaproszenie na oficjalne spotkanie. Pojechałem z nastawieniem, że to nie dla mnie, ale na spotkaniu w szerszym gronie otrzymałem deklarację pomocy ze strony władz Katowic oraz zapewnienie, że to jest „potrzeba na dwa-trzy miesiące”, a po nich wrócę do zawodu. To samo powiedziałem mojemu patronowi na aplikacji i byłem przekonany, że po wakacjach wrócę do poprzednich zajęć.

Zobacz jeszcze: Rozmowa z Markiem Papszunem, trenerem Rakowa Częstochowa

Tak naprawdę nigdy już jednak do nich nie wróciłem. Zdałem jednak egzamin adwokacki, bo w przerwie na działalność w GKS-ie, miałem taki moment dla siebie. To było w czasie, gdy zaczęła się wojna z właścicielami, czyli firmami Ireneusza Króla. Z władzami Katowic ustaliłem wtedy, że to jest czas, w którym należy się wycofać – wspomina obecny prezes Rakowa Częstochowa.

Wojciech Cygan otworzył wtedy swoją kancelarię, ale przerwa od piłki potrwała jedynie od lutego do początku sierpnia 2012 roku.

– Gdy kancelaria zaczęła już przyzwoicie funkcjonować, zadzwoniła ówczesna wiceprezydent Katowic. Zapytała, za ile może pan przyjechać do Urzędu Miejskiego – kontynuuje Wojciech Cygan.

– Dodam, że to był ten czas, w którym w burzliwy sposób powstawało KP Katowice. I Ireneusz Król chciał połączyć się z Polonią Warszawa i przeprowadzić do stolicy. Udzielił również słynnego wywiadu, mówiąc, że GieKSa jest na wykończeniu i nie dotrwa do końca sezonu. Wtedy odbyło się też głosowanie w mieście, które przyznało klubowi pokaźną kwotę. Jednak nie było możliwości, żeby ją przekazać do spółki. Odpowiedziałem więc pani wiceprezydent, że jestem w centrum Katowic i za 15-20 minut mogę być w ratuszu. Usłyszałem jeszcze: „To proszę się pospieszyć, bo za półtora godziny jest posiedzenie rady nadzorczej”. Przyjechałem. Podpisałem zgodę i poszedłem już na to zebranie jako kandydat na wiceprezesa reprezentującego miasto.

Wojciech Cygan: „To był najtrudniejszy okres”

Drużyna wyjeżdżała wtedy na pucharowy mecz z Lubońskim KS i bezpośrednio po nim trener Rafał Górak dzwonił już do mnie referując, jak to – przegrane 2:4 – spotkanie wyglądało. To był najtrudniejszy okres mojej pracy w klubie. Pprzez pierwsze miesiące wyczekiwaliśmy na pewne ruchy ze strony współwłaściciela, żeby udrożnić możliwość przekazania pieniędzy z kasy miasta. Pamiętamy strajk, niewychodzenie piłkarzy na treningi i list otwarty do prezydenta Katowic. Cała ta otoczka klubu, w którym zawodnicy nie otrzymywali wypłat przez kilka miesięcy, wymagała rozwagi i wielu działań, które pozwoliły ten kryzys przełamać. Gdy spółki Ireneusza Króla, mające też inne problemy na głowie, czegoś z punktu prawnego nie dopilnowały i pojawiała się taka możliwość, to po przelewie z miasta w pośpiechu płaciliśmy zawodnikom po trzy pensje na raz.

Duży udział w opanowaniu wówczas tej sytuacji miał także trener Rafał Górak. Ściśle współpracowaliśmy, wiedział, jak wygląda sytuacja w klubie i wokół niego. Ostatecznie udało się to wszystko w końcu wyprostować i w czerwcu 2013 roku miasto przejęło już większość udziałów. Natomiast rada nadzorcza GKS Katowice wybrała mnie na nowego prezesa.

Po stadionach owocne wędrówki

W tej roli Wojciech Cygan wszedł także do struktur Polskiego Związku Piłki Nożnej. W kadencji 2012-2016 był w Izbie ds. Rozwiązywania Sporów Sportowych, a w obecnej kadencji jest członkiem zarządu.

– Byłem też niespełna dwie kadencje w zarządzie stowarzyszenia Pierwsza Liga Piłkarska, z którego odszedłem w 2018 roku po awansie Rakowa – uzupełnia Wojciech Cygan. – Dlatego gdy we wrześniu 2017 roku złożyłem rezygnację z funkcji prezesa GKS-u Katowice, nie rozstałem się z piłką nożną. Jako wiceprezes PLP nadal i to dość często, bo nawet dwa razy na weekend, pojawiałem się na meczach I ligi. Po kilku miesiącach tej wędrówki ze stadionu na stadion od Olsztyna i Suwałk po Bielsko-Białą i Częstochowę otrzymałem propozycję od Michała Świerczewskiego. Nie znaliśmy się z czasów kibicowania Rakowowi grającemu w ekstraklasie. Poznaliśmy się dopiero przy okazji moich pierwszoligowych wędrówek po stadionach i wtedy, ta wątła znajomość – bo wcześniej chyba raz miałem okazję z nim rozmawiać – zaowocowała częstszymi kontaktami.

Byłem kilka razy na meczach Rakowa, aż wreszcie, przed moim wyjazdem na mistrzostwa świata do Rosji, właściciel Rakowa zadzwonił do mnie i zapytał czy chciałbym się zaangażować w pracę w jego klubie. Odpowiedziałem, że tak. Zaważyło to, że wywodzę się z Częstochowy, Raków to rozwijający się klub z pomysłem, a także to, że nie ma jakichś większych antagonizmów między kibicami z Katowic i Częstochowy. Dlatego po moim powrocie z mistrzostw świata szybko się dogadaliśmy. Michał potrzebował kogoś, kto poukłada tematy klubowe pod kątem walki o wejście do ekstraklasy. Piłkarsko Raków był do tego przygotowany, a mnie przypadła działka licencyjna i organizacyjna, żebyśmy po awansie nie odbili się od ściany, albo nie byli traktowani po macoszemu jako „ubodzy krewni”.

Zobacz jeszcze: Problemy Rakowa Częstochowa z nieskuteczną młodzieżą

Patrząc na efekty można powiedzieć, że założenia w dużejmierze zostały zrealizowane.

– Najbardziej zadowolony jestem ze zmian organizacyjnych i z doboru ludzi – wylicza Wojciech Cygan. – W klubie pracuje teraz kilka naprawdę ciekawych osób. Nie znaczy to jednak, że mamy „przerosty” kadrowe. Startowałem z organizacyjnego pułapu pogranicza II i I ligi, a więc trzeba było pozyskać pracowników i określić zakres ich obowiązków. Udało się i mamy w miarę sprawnie funkcjonujący organizm, który stara się dogonić wynik sportowy. Oczywiście wizytówką klubu są rezultaty pierwszej drużyny, ale to efekt pracy sztabu szkoleniowego i zawodników, więc nie będziemy sobie przypisywać zasług. Mnie cieszą również wyniki drużyn młodzieżowych, które w rundzie jesiennej awansowały do Centralnej Ligi Juniorów U-15 i U-17.

To jest także efekt dobrej współpracy, którą udało się nam wypracować z dyrektorem akademii Markiem Śledziem. Na pewne rzeczy patrzymy w bardzo podobny sposób. On jako organizator kwestii szkoleniowych jest na pewno jednym z najlepszych w Polsce i te pierwsze sukcesy młodzieży Rakowa to efekt jego ciężkiej pracy oraz pracy trenerów, których zatrudnił albo przekonał do tego, żeby przyjęli jego sposób myślenia.

Optymistycznie w 2020 rok

Czytający te słowa kibice Rakowa zastanawiają się pewnie:skoro jest tak dobrze to dlatego tak bardzo niepokoimy się o przyszłość?

– Dlatego, że to, czym się martwimy, nie zależy od nas – odpowiada Wojciech Cygan. – Gdybyśmy mieli pewność, że od naszej pracy, starań właściciela czy postawy drużyny na boisku zależeć będzie nasza przyszłość w ekstraklasie, to wcale bym się nie martwił, albo martwił w małym stopniu. Wiadomo, że wyniku sportowego do końca przewidzieć nie sposób. Mówimy oczywiście o infrastrukturze, a to jest właśnie niebezpieczeństwo, na które nie do końca mamy wpływ. Staramy się już od wielu miesięcy, ale dzięki temu, co się stało w ostatnich dniach, możemy optymistycznie patrzeć w 2020 rok.

Wydaje mi się, że jesteśmy na dobrej drodze, żeby wypracować w końcu taki model, który są w stanie zaakceptować wszystkie strony. Co prawda za dużo czasu nie mamy, ale zapewniam, że z tematem infrastruktury i stadionu właściciel Rakowa, osoby z rady nadzorczej oraz zarządu zasypiamy i budzimy się. Codziennie o nim rozmawiamy i żyjemy nim. Mam głęboką nadzieję, że ostatnie ustalenia będą zrealizowane i w styczniu zostanie ogłoszony nowy przetarg. To taki „gwiazdkowy prezent” dla kibiców Rakowa, równie miły jak odniesione tuż przed świętami zwycięstwo 3:0 w ostatnim tegorocznym meczu z Lechią w Gdańsku.

Zobacz jeszcze: W Częstochowie nie będzie nowego stadionu

W Katowicach Wojciech Cygan był człowiekiem miasta we władzach klubu. Natomiast w Częstochowie musi patrzeć w drugą stronę: bycia człowiekiem władz klubu w mieście.  

– W Katowicach był inny układ, bo duża część mojej pracy w GKS-ie polegała na reprezentowaniu interesów miasta jako większościowego właściciela. Raków w żaden sposób nie jest związany właścicielsko z częstochowskim ratuszem – przyznaje Wojciech Cygan.

– Mam jednak wrażenie, że udało się nam poprawić relacje z władzami miasta i z radnymi. Staramy się pokazywać na sesjach i zapraszać radnych na mecze oraz mniej oficjalne spotkania, na których prezentujemy swoje stanowisko. Udało się w ten sposób osiągnąć postęp i mam wrażenie, że poprawiliśmy sposób postrzegania Rakowa. Nikt już nie uważa, że jest to dzielnicowy klubik, którym interesuje się garstka.

Prawda jest taka, że Raków stał się prężnym, rozwijającym się klubem, pokazywanym jako wzór pod względem przemian organizacyjnych. Czasem się śmieję, że gdybym połączył moje doświadczenia z GKS-u i Rakowa to miałbym idealny układ miasta i sponsora. Po zsumowaniu zaangażowania władza miasta w sport w Katowicach oraz działalności ludzi oddanych piłce w Częstochowie, można byłoby w niedługim czasie pomyśleć o naprawdę wielkim projekcie.

Cień spadku na awansie

Łączenie dwóch piłkarskich światów to jednak efekt świątecznej magii. Dzięki niej Wojciech Cygan może wrócić do najpiękniejszych chwil z Katowic i Częstochowy.

– W Częstochowie na pewno na zawsze w pamięci zostanie moment awansu – zapewnia Wojciech Cygan. – Ale sam ten moment po ostatnim gwizdku, bo na moim świętowaniu wejścia Rakowa do ekstraklasy cieniem położył się spadek GKS Katowice. To się nałożyło w czasie. Było to dla mnie specyficzne przeżycie, bo gdy wokół mnie wszyscy się cieszyli, śmiali, radowali to ja wsiadając do autokaru i jadąc Alejami zastanawiałem się, co się dzieje na Bukowej, w klubie, któremu poświęciłem 7 lat swojego życia. To tam udało się wyciągnąć klub niemal ze stanu upadłości. Tam, razem z moim ówczesnym zastępcą Marcinem Janickim, pozyskaliśmy sponsora strategicznego i udowodniliśmy, że jesteśmy w stanie przyciągnąć do klubu naprawdę solidnego partnera. Tam także otwierając poszczególne sekcje cieszyliśmy się z gry siatkarzy w PlusLidze, czy hokeistów walczących o medale, albo dziewczyn pokonujących kolejne piłkarskie szczeble.

To cały czas siedzi w głowie

Takich sukcesów przez wiele lat w Katowicach nie było, ale zabrakło wśród nich awansu piłkarskiej drużyny do ekstraklasy. Nawet gdy po rundzie jesiennej wydawało się, że ten awans musi przyjść, skończyło się wiosennym rozczarowaniem. A meczem, który szczególnie zapamiętałem, była porażka 2:3 z ostatnim w tabeli MKS-em Kluczbork. Minęło już dwa i pół roku, a sporo ludzi, w wielu rozmowach nawiązuje do tego. Ta przegrana i jej otoczka odbiła się głośnym echem nie tylko w Katowicach, ale w ogóle w polskiej piłce. Był to kuriozalny przykład sytuacji, w której faworyt, ba „pewniak”, stracił szansę na awans. Tego już jednak nie cofniemy, a ja zawsze będę podkreślał, że z Marcinem Janickim i ekipą, która wtedy była w GKS-ie Katowice, z bardzo ciężko oddychającego organizmu, bo nie powiem „trupa”, ale na pewno klubu na granicy zapaści, wyszliśmy na spokojne wody organizacyjne.

Powstał jeden z silniejszych klubów wielosekcyjnych w kraju. Mam nadzieję, że już niebawem GieKSa dokona tego, czego za mojej kadencji się nie udało. Pamiętając emocje z początku minionego sezonu, gdy Raków podejmował GKS w I lidze, wierzę też, że oba kluby jeszcze bardziej się rozwiną i doczekam się ekstraklasowego rewanżu przy pełnych trybunach zmodernizowanego stadionu przy Limanowskiego. To jest moje marzenie, które nie spełni się wprawdzie już w 2020 roku, ale czekam z nadzieją…

Piłka nożna
Żegluga bez celu. Michał Probierz przegranym roku w polskiej piłce
Piłka nożna
Koniec trudnego roku Roberta Lewandowskiego. Czas odzyskać spokój i pewność siebie
Piłka nożna
Pokaz siły Liverpoolu. Mohamed Salah znów przeszedł do historii
Piłka nożna
Real odpalił fajerwerki na koniec roku. Pokonał Sevillę 4:2
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Piłka nożna
Atletico gra do końca, zepsute święta Barcelony
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku