Reklama

Malarstwo i piłka, czyli na skrzydłach wyobraźni

Jacek Szaleniec to wyjątkowa postać. Grał w piłkę nożną, był trenerem i zajmuje się sztuką, konkretnie malarstwem.

Publikacja: 19.05.2022 21:20

Pochodzącego z Chorzowa Jacka Szaleńca być może pamiętają starsi sympatycy piłki. Rocznik 1960, zaczynał kopać w Stadionie Śląskim Chorzów, a po skończeniu wieku juniora w 1979 roku trafił do AKS-u Chorzów.

Chwalił go Oślizło

Popularne „Zielone Koniczynki” biły się wtedy o III ligę. W pierwszym sezonie gry [Jacka Szaleńca] w AKS-ie nie udało się awansować, w kolejnym już tak i przez całej lata 80., a także na początku lat 90., grał w zasłużonym dla śląskiej i polskiej piłki klubie. Uzbierało się ponad 300 meczów. – Były dwa takie sezony, że grając na forstoperze byłem najlepszym strzelcem zespołu. Dziwił się temu późniejszy trener AKS-u, Stanisław Oślizło – wspomina pan Jacek.

AKS, sponsorowany przez lata przez Hutę Kościuszko, starał się nawiązać do chwalebnej przeszłości. Klub z niezapomnianym stadionem na Górze Wyzwolenia, na granicy Chorzowa i Katowic, gdzie dziś stoi supermarket, walczył o awans na zaplecze ekstraklasy. – Grali u nas zawodnicy z ligową przeszłością, m.in. Józek Nowak, Krystian Szuster z Ruchu, Zygmunt Bindek z Górnika Zabrze, a także Jerzy Michajłow, a nieco później Jacek Bednarz, Marek Wleciałowski i Robert Mitwerandu.

Byliśmy zatrudnieni w hucie, ale inne kluby, te górnicze, były jeszcze bogatsze od nas. Biliśmy się o awans z Odrą Wodzisław, ROW-em Rybnik, GKS-em Tychy, ale awansować wyżej się nie udało – opowiada. Sam był kuszony przez działaczy Zagłębia Sosnowiec, gdzie trenerem był wtedy Hubert Kostka, a młody Jacek Szaleniec musiał kryć samego Jana Urbana. Był temat przenosin do GKS-u Tychy, a był też ponoć w kręgu zainteresowań samego Ruchu. Grał jednak dalej w AKS-ie, bo występy łączył ze studiami na katowickiej AWF, a klub nie czynił mu żadnych przeszkód.

Uratował karierę Bednarza

Potem szybko sam zaczął pracować jako szkoleniowiec. Najpierw z najmłodszymi w Stadionie Śląskim, a następnie w „swoim” AKS-ie, początkowo jako asystent, a potem pierwszy szkoleniowiec. Można napisać, że był jednym z tych, którzy uratowali karierę Jacka Bednarza, kilkukrotnego reprezentanta Polski, a potem jednego z ostatnich zawodników wywodzących się z AKS-u, którzy zrobili wielką karierę. Bednarz w lidze – w barwach Ruchu, Legii i Pogoni – zagrał w aż 317 spotkaniach, w których zdobył 22 bramki.

Reklama
Reklama

Z Legią sięgał po mistrzostwo i Puchar Polski. Był jednak okres, kiedy musiał zawiesić buty na kołku. – Trener Oślizło jasno postawił sprawę: albo gra, albo studia. Jacek był wtedy na prawie i postawił na naukę, bo wiadomo, jak jest w sporcie. Po kilku miesiącach, razem ze swoim przyjacielem Krystianem Barczykiem, namawiałem go po kilku miesiącach, żeby wrócił. Tak się stało, a u mnie w rezerwach zagrał z marszu. Znałem go i wiedziałem, jaką ma wydolność, ile i jak potrafi biegać – opowiada Jacek Szaleniec.

To on ze Stadionu Śląskiego sprowadzał też do AKS-u Marka Wleciałowskiego, potem ligowca pełną gębą, który w Ruchu Chorzów, w najwyższej klasie rozgrywkowej, zagrał w 249 meczach. Na początku lat 90. trener Szaleniec próbował ratować AKS przed jazdą w dół, kiedy z finansowania klubu po przemianach politycznych i gospodarczych odłączyła się Huta Kościuszko, ale nie był już w stanie wiele zdziałać, choć do końca robił, co mógł, żeby pomóc AKS-owi.

Sam miałem przyjemność gry w chorzowskim klubie pod jego okiem przez kilka lat.

Ma to we krwi

Gra w piłkę to jedna sprawa, a malarska pasja to kolejna rzecz, która wyróżnia nietuzinkową postać Jacka Szaleńca. Jak mówi, ma to we krwi. – Zostało coś z zacięcia taty, który miał takie zdolności; potrafił robić na przykład widokówki. Ja taki twórczy imperatyw miałem od najmłodszych lat. Rysowanie, wycinanie lubiłem na równi z grą w piłkę – mówi z uśmiechem.

Pierwszy obraz namalował w 1980 roku. Była to kopia obrazu francuskiego malarza Maurice Utrillo „Pejzaż z wiatrakiem”. Nie zachował się, ale zachęciło go do dalszych prac. Malował w zaciszu, do przysłowiowej szuflady, bo nie eksponował swoich prac. Wyjątkiem byli znajomi, także piłkarze, z którymi grał.

– Pamiętam wyjazdy na obóz do Węgierskiej Górki. Jedni czytali książki, inni grali w karty, a ja sobie rysowałem czy robiłem szkice. Czy były jakieś docinki? Absolutnie nie. Mieliśmy drużynę na poziomie, w której chyba wszyscy byli po maturze, a nierzadko jak ja, Jacek Bednarz czy Krystian Barczyk kończyli studia – mówi. Na początku były to pejzaże, obrazy realistyczne. Przełom nastąpił, jak to w życiu bywa, trochę przypadkowo…

Reklama
Reklama

– Pamiętam, że mieliśmy remont w domu. Farby poukładane były w nieładzie, poprzewracały się na płytę i tak leżały przez całą noc. Rano wstaję, patrzę, a tutaj genialna kolorystyka, paleta barw. Coś niesamowitego! – podkreśla.

Nagrody i wyróżnienia

Końcówka lat 90. to już eksperymentowanie z kolorami. Wiele z tych prac jest abstrakcyjnych, ale Jacek Szaleniec otwarty jest na różne malarskie style. Jak mówi, i co widać w jego obrazach, bliscy są mu surrealiści, z genialnym Salvadorem Dalim na czele. Do dziś nie może sobie wybaczyć, że będąc przed laty w Katalonii nie odwiedził domu-muzeum genialnego artysty w Figueres. Z polskich twórców bliski jest mu Zdzisław Beksiński, którego jedną z jego prac ma nawet u siebie, ale prace pana Jacka nie są tak mroczne, jak słynnego twórcy z Sanoka.

Swoje prace wystawia od niedawna. Wcześniej nie dzielił się nimi z innymi, uważał, że nie są dość dobre. Na koncie ma już 8 wystaw indywidualnych i sporo grupowych. Jest też laureatem wielu nagród i wyróżnień. Najważniejsze nagrody to Grand Prix w Międzynarodowym Festiwalu Sztuki Art Passion w Dąbrowie Górniczej w roku 2018, oraz Grand Prix w Świętochłowicach w Przeglądzie Sztuki w roku 2019. Te pierwsze wyróżnienie zdobył za niepozorny, ale robiący wielkie wrażenie obraz „Triumf wolności”. Jego prace znajdują się w prywatnych kolekcjach w kraju i za granicą.

8-10 obrazów na raz!

Jak pracuje i tworzy? Mówi, że teraz ma na wszystko znacznie więcej czasu, bo od niedawna jest na emeryturze. Wcześniej pracował na dwóch czy nawet więcej etatach – jako trener, nauczyciel, instruktor, a przez 15 lat razem ze swoim przyjacielem z boiska Krystianem Barczykiem zajmował się oprawianiem obrazów.

– Nierzadko oprawialiśmy obrazy innych artystów. Teraz sam mogę sobie taką oprawę przygotować, co – można powiedzieć – jest takim dopełnieniem dzieła. Oczywiście najważniejsze jest malowanie. Często pracuję nad… 8-10 obrazami na raz. Nakładam fakturę, to wszystko musi wyschnąć. Czasami do czegoś nie jestem przekonany, ale wracam do tego po dwóch miesiącach. Eksperymentuję, po kilkudziesięciu latach pracy tworzę już wyłącznie z wyobraźni. Nadal fascynuje mnie proces tworzenia, powstawiania. Kiedy żona wyrzuca jakieś sitko, to krzyczę by tego nie robiła. Wykorzystuję w swoich obrazach papier, tekturę i inne rzeczy – zaznacza.

Używa różnych farb i różnych form ekspresji. Na przykład wycofywanych już farb nitro. Do tego spraye czy bejce używane w przemyśle. Nie ogranicza się w swojej twórczości, a co warte podkreślenia, jest zupełnym malarskim samoukiem! – Na różnego rodzaju spotkaniach czy wernisażach, podkreślam, że jedyna akademia, którą ukończyłem, to AWF w Katowicach – śmieje się. Swoje prace sygnuje podpisem „Janiec”.

Reklama
Reklama
Krajcok’12

Dodajmy, że od 10 lat, od początku istnienia, jest w grupie malarzy amatorów Krajcok’12, którą z zapałem i z pomysłami kieruje inny chorzowski artysta – Andrzej Sodowski. – Bardzo sobie cenię możliwość współdziałania z grupą osób, z którą łączy mnie tak wyjątkowa pasja. W ramach działalności grupy miałem okazję prezentować swoje prace podczas licznych wystaw zbiorowych – podkreśla Jacek Szaleniec, piłkarz, trener i wzięty malarz samouk, którego prace mogą imponować.

Wystawa w Imielinie

W Domu Kultury Sokolnia w Imielinie dobiega końca wystawa praca Jacka Szaleńca zatytułowana „Na skrzydłach wyobraźni”. Można na niej zobaczyć kilkadziesiąt prac chorzowskiego artysty, a przez lata podpory AKS Chorzów. Finisaż wystawy, czyli jej zakończenie w najbliższą niedzielę 22 maja. Warto poświęcić czas!

Piłka nożna
FIFA The Best. Ewa Pajor, Robert Lewandowski i Wojciech Szczęsny bez nagród
Piłka nożna
Zinedine Zidane bliżej powrotu na trenerską ławkę. Jest ustne porozumienie
Piłka nożna
Przy Łazienkowskiej czekają na zbawcę. Legia kończy rok na dnie, niechlubny rekord pobity
Piłka nożna
Kacper Potulski. Strzelił gola Bayernowi, może wkrótce sprawdzi go Jan Urban
Piłka nożna
Czego Lech, Raków i Jagiellonia potrzebują do awansu w Lidze Konferencji?
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama