Nie będzie przesadą napisać, że przy Konwiktorskiej był wszystkim: kibicem, działaczem, sponsorem, kierownikiem, prezesem faktycznym oraz honorowym - i tak niemal od urodzenia. Znał wszystkich, od Władysława Szczepaniaka począwszy.
Kiedy w roku 1946 Polonia na gruzach stolicy Polonia wywalczyła pierwszy tytuł mistrza Polski, dwunastoletni Jurek już przy tym był. Kiedy dokonywała tego 54 lata później, pan prezes Piekarzewski wręczał piłkarzom medale za zwycięstwo.
Kochał klub miłością bezwarunkową. Choć pod względem poglądów najbliżej mu było do prawicy, sprzymierzał się z każdym, kto obiecał, że wesprze Polonię finansowo - choćby to byli działacze lub biznesmeni z pezetpeerowskim rodowodem, jak Janusz Romanowski czy Krzysztof Dmoszyński. Dla Polonii wszystko.
Jerzy Piekarzewski. Człowiek, który był w Polonii wszystkim
To dlatego najstarszy z istniejących wciąż klubów stolicy, po wojnie skazany przez komunistów na zagładę, przez dziesięciolecia łapała się każdej brzytwy, byleby tylko utrzymać głowę na powierzchni. Państwowy patron, jakim były Polskie Koleje Państwowe, nie był w stanie - lub nie był zainteresowany - utrzymać klubu na pierwszoligowym poziomie.