17 października 1973 roku Polska zremisowała w Londynie z Anglią 1:1, dzięki czemu pierwszy raz po wojnie awansowała do finałów mistrzostw świata.
Znam wielu kibiców, którzy od pewnego czasu – świadomi okrągłej rocznicy tego wydarzenia i generalnie piłce życzliwi – mówili: „No nie, znowu leśne dziadki będą przypominać parady Tomaszewskiego i bramkę Domarskiego, zdobytą dzięki temu, że mu piłka zeszła z nogi. Jakby nie było nic ciekawszego do wspominania z nieodległej przeszłości. Kogo obchodzą jakieś wykopaliska. Piłka to nie archeologia”. To nie są głosy odosobnione. Nawet od rządzących usiłujących nam wmówić, co jest słuszne, słyszę, że historia zaczęła się wraz z ich przyjściem, a wszystko, co było wcześniej, się nie liczy.
Czytaj więcej
17 października mija 50 lat od meczu z Anglią, który choć zakończył się wynikiem 1:1, stał się bodaj najsłynniejszym występem piłkarskiej reprezentacji Polski.
Można oczywiście przypomnieć, że „historia jest nauczycielką życia” i mówi nam, że jeśli nie będziemy wiedzieli, skąd przyszliśmy, to nie dowiemy się, dokąd mamy pójść, tyle że takie teksty są dobre do periodyku „Mówią Wieki”, a nie do dzienników czy na żyjące ledwie godziny strony internetowe, gdzie nie ma przeszłości ani przyszłości, tylko teraźniejszość z informacjami często niezasługującymi na zapamiętanie. Muzeum Sportu i Turystyki w ubiegłym tygodniu przypomniało jednak 50. rocznicę meczu na Wembley. Na spotkanie z bohaterami: Janem Tomaszewskim, Janem Domarskim, Lesławem Ćmikiewiczem, doktorem Januszem Garlickim, a także Jerzym Kraską i Andrzejem Strejlauem, połączone z otwarciem małej wystawy pamiątek przyszło w środku dnia roboczego ponad sto osób. Chcieli przeżyć to jeszcze raz lub dowiedzieć się, jak to wyglądało od środka. Zebrać autografy, zrobić sobie zdjęcia. Tomaszewski i Domarski oraz Dariusz Górski – syn trenera – dziś są w Londynie, gdzie zaprosili ich mieszkający w Anglii Polacy, bo tamten mecz dał Polonusom poczucie dumy, którą pamiętają jeszcze wnuki.
Od kilku lat – niezależnie od siebie – działają fundacje Kazimierza Górskiego i Kazimierza Deyny. Dzięki nim wzniesiono pomnik trenera przy Stadionie Narodowym oraz sprowadzono do Warszawy prochy Deyny. Organizuje się także turnieje ich imienia. Nie mogą liczyć jednak na finansową pomoc Polskiego Związku Piłki Nożnej, jakby historia nie miała znaczenia.