Szef Polskiego Związku Piłki Nożnej (PZPN), wskazując Portugalczyka jako trenera drużyny narodowej, zaskoczył kibiców i środowisko. Może był to dowód na szczelność otoczenia Kuleszy, skoro nazwiska Santosa nie było na dziennikarskiej giełdzie, a może wskazówka, że decyzja zapadła w ostatniej chwili – bez gruntownej analizy potencjalnych zysków i strat.
Decyzję trudno było kwestionować. Czesław Michniewicz jako modelowy przedstawiciel polskiego zaścianka piłkarskiego obniżył wprawdzie oczekiwania, ale kontrakt na prowadzenie reprezentacji podpisał przecież obyty fachowiec, który wcześniej odnosił sukcesy z Portugalczykami i Grekami.
Fernando Santos zawiódł jako trener
Słyszeliśmy, że podczas zgrupowania jest mniej żartów, a więcej koncentracji. Kupiliśmy obietnicę o odmłodzeniu drużyny. Wierzyliśmy, że Santos zacznie regularnie wizytować ligowe mecze i zaangażuje się w edukację trenerów oraz piłkarskiej młodzieży, a słowa o tym, że chce poznać nasz kraj i kulturę, nie są tylko obliczoną na poklask bajką. Te obietnice zweryfikował czas.
Czytaj więcej
Trener reprezentacji Polski Fernando Santos spotkał się we wtorek z prezesem PZPN Cezarym Kuleszą. Nie podjęto decyzji w sprawie przyszłości selekcjonera.
Portugalczyk zawiódł także jako trener, bo choć trzeba mieć na uwadze, że – jak sam mówi – odbył z reprezentacją tylko dziesięć treningów, to drużyna w tym czasie nie zrobiła postępu.