Wielu także zostało i kiedy patrzy się na Ariela Mosóra (Piast, rocznik 2003), Szymona Włodarczyka (Górnik, 2003), Kajetana Szmyta (Warta, 2002), Jakuba Myszora (Cracovia, 2002), Kacpra Tobiasza (Legia, 2002), Maika Nawrockiego (Legia, 2001), Mateusza Łęgowskiego (Pogoń, 2003), Łukasza Łakomego (Zagłębie, 2001) czy Igora Strzałka (Legia, 2004), można mieć nadzieje, że to jest niezła przyszłość polskiej piłki. Jeśli ktoś ich talentów nie zmarnuje.
Legia: mała stabilizacja
Legia ma największy budżet, więc może sobie pozwolić na więcej. Jej przewaga polega też na marce i związanej z nią popularności oraz dobrym, stołecznym adresie – niezmiennym od ponad stu lat. Tyle że wiara w Legię bywała zawodna, bo przy słabym gremium zarządzającym i katastrofalnych decyzjach personalnych klub potrafił trwonić wszelkie przewagi.
Drugie miejsce na koniec ostatniego sezonu to efekt powrotu stabilizacji i korzystnych zmian. Kosta Runjaić osiągnął przy Łazienkowskiej więcej niż jako trener Pogoni. Jacek Zieliński w roli dyrektora sportowego to też gwarancja jakości. Sztab dobrał się według fachowości i wspólnych cech kulturowych.
Lech Poznań wciąż inwestuje z głową
Klub z Poznania nigdy nie był rozrzutny, choć na wychowankach zarabia miliony euro. Teraz może sięgnąć głębiej do kieszeni i pobić rekord Ekstraklasy. Ale transferowej ofensywy raczej w Lechu nie będzie.
Zmieniła się też nieco forma komunikacji. Coraz rzadziej publicznie wypowiada się właściciel Dariusz Mioduski. Robi to Marcin Herra, dla którego utworzono funkcję wiceprezesa zarządzającego. Mioduski zbierał od bardziej nerwowych kibiców niezasłużone (a jeśli zasłużone, to w formie dalekiej od norm obyczajowych) razy, a Herra ma czystą kartę. Legia znów jest wśród faworytów. Rozpoczęła sezon od zwycięstwa w meczu o Superpuchar. Pokonała Raków w rzutach karnych, jak po finale Pucharu Polski. Tyle że tym razem w Częstochowie, gdzie nie tak dawno zdarzyło się jej przegrać w lidze aż 0:4.
Pozostał w klubie Josue, bez którego trudno sobie wyobrazić grę. Sprowadzono napastnika Marca Guala, króla strzelców (tytuł od 2017 roku zdobywają cudzoziemcy). Wprawdzie 15 bramek w 34 meczach nie robi wrażenia, ale biorąc pod uwagę, że Hiszpan wbijał je w barwach Jagiellonii, która zajęła piąte miejsce od końca, coś mówi o jego talencie.