Bawarczycy po raz kolejny oszukali przeznaczenie. Działają na zasadach rynkowych, bilansują zyski oraz straty, nie mają sponsora znad Zatoki Perskiej, ani dostępu do bajecznego kontraktu telewizyjnego - dzięki któremu brytyjskie kluby średnio dostają za jeden mecz blisko trzy razy więcej niż niemieckie - a mimo to Bayern najpierw dwukrotnie ośmieszył Barcelonę (2:0, 3:0) i nie dał szans Interowi Mediolan (2:0, 2:0), a ostatnio wyrzucił z Ligi Mistrzów Paris-Saint Germain (1:0, 2:0).
To rozstrzygnięcie przeczące logice. Bawarczycy latem sprzedali przecież za 45 mln euro Roberta Lewandowskiego, który przez lata był na Allianz Arenie fabryką goli, a do podstawowego składu zakupili środkowego obrońcę Matthijsa de Ligta z Juventusu Turyn (67 mln euro), skrzydłowego Sadio Mane z Liverpoolu (32 mln) oraz zaangażowali wahadłowego Noussaira Mazraouiego z Ajaksu Amsterdam, (za darmo). Dokazywali na rynku transferowym jak rzadko, ale i tak nie da się ich porównać z PSG.
Czytaj więcej
Bayern Monachium w oficjalnym komunikacie poinformował o rozwiązaniu umowy z trenerem Julianem Nagelsmannem. Jego następcą będzie Thomas Tuchel.
Mistrzowie Francji rozrzutnością imponują od lat, ograniczają ich jedynie dziurawe regulacje Finansowego Fair Play. Dzięki funduszom Katarczyków trener Christophe Galtier ma na boisku jednocześnie Neymara, Leo Messiego i Kyliana Mbappe, ale zespół z Paryża po raz drugi z rzędu oraz po raz piąty w ostatnich siedmiu sezonach odpadł z Ligi Mistrzów w 1/8 finału. Bayern w tym czasie tylko raz nie dobrnął do ćwierćfinału, a trzy lata temu sięgnął po zwycięstwo.
Wyrwane serce bramkarza