Nie było w zespole Kolejorza ani brawury, ani strachu, choć kibice gospodarzy w pierwszych minutach zadymili racami stadion. Nie wytrąciło to jednak piłkarzy Lecha z równowagi. Podopieczni Johna van den Broma grali odważnie i bez kompleksów, a awans to dla nich nagroda za rzetelność, bo w kolejnej rundzie zagra zespół, który w dwumeczu był wyraźnie lepszy.
Niektórzy spodziewali się, że Szwedzi - tydzień temu ostrożni, długo schowani za podwójną gardą - zaatakują frontalnie. Musieli przecież odrabiać straty, a u siebie zwykli spadać na przeciwników jak nawałnica (2:0, 3:1, 3:0, 3:2, 4:2, 1:0 to ich ostatnie domowe wyniki w europejskich pucharach). Rację miał jednak Van den Brom, który obiecał, że to jego zespół ustali warunki gry.
Rezerwowy odkorkował szampana
Lech atakował, już w 10. minucie Mikael Ishak obił piłką słupek. Minęło kilka chwil i bramkarza z połowy boiska próbował lobować Joel Pereira. Później do ataku przystąpili rywale, ale bez skutku. Wreszcie przyszła 42. minuta. Afonso Sousa przedryblował 33-letniego Marcusa Danielsona jak młodzika. Potężny Szwed zatrzymał go wślizgiem, sędzia po obejrzeniu powtórki pokazał czerwoną kartkę.
Czytaj więcej
Gianni Infantino będzie szefem FIFA do 2027 roku, a może dłużej. Chciał się poddać, ale zainspirowało go odrodzenie Rwandy po ludobójstwie. Szwajcar wyznał też miłość i usłyszał: „Kochamy cię, prezydencie”, choć to nie były wybory, tylko koronacja.
Sousa latem ubiegłego roku kosztował Lecha 1,2 mln euro, ale jesienią częściej rozczarowywał niż zachwycał. Mecze ze Szwedami pokazały, że zaczyna dorastać do oczekiwań i nieprzypadkowo jeździ na zgrupowania portugalskiej młodzieżówki. Jego akcja sprawiła, że mistrzowie Polski awans - a także kolejny milion euro premii - mieli na wyciągnięcie ręki.