Chelsea musiała wyeliminować Borussię, by ten sezon nie został spisany na straty. Już wcześniej odpadła z Pucharu Anglii i Pucharu Ligi, a w Premier League zajmuje miejsce w środku tabeli.
Liga Mistrzów to dla niej rozgrywki ostatniej szansy, ale po porażce 0:1 w Dortmundzie można było mieć wątpliwości, czy udźwignie ciężar i w rewanżu zdoła odrobić straty. Zdołała, choć miała też sporo szczęścia.
Najpierw gdy prowadzenie dał jej Raheem Sterling. Anglik skiksował przy pierwszej próbie strzału, potem wygrał pojedynek z Marco Reusem i uderzył jeszcze raz - już czysto i skutecznie. Los uśmiechnął się do gospodarzy po raz drugi, kiedy sędzia nakazał powtórzyć rzut karny, którego nie wykorzystał Kai Havertz. Reprezentant Niemiec trafił w słupek, lecz później piłkę wybił jeden z zawodników Borussii, który za wcześnie wbiegł w pole karne. Do jedenastki podszedł ponownie Havertz, wygrał próbę nerwów, kopnął piłkę w ten sam róg i tym razem się nie pomylił.
Po 53 minutach gospodarze mieli więc upragniony wynik, dający im awans do ćwierćfinału. I już go z rąk nie wypuścili, choć emocji nie brakowało do ostatniego gwizdka. 17 marca dowiedzą się, z kim zagrają w kolejnej rundzie. Ale do tych spotkań pozostał jeszcze miesiąc.
W drugiej parze takich emocji jak w Dortmundzie i Londynie nie było. Benfica Lizbona rozbiła w dwumeczu Club Brugge 7:1 i znów jest w najlepszej ósemce.