Dwa sezony temu był przegrany finał z Chelsea, przed rokiem – półfinałowa porażka z Realem Madryt, mimo zwycięstwa w pierwszym meczu. Obsesja arabskich właścicieli Manchesteru City, jaką stał się triumf w Lidze Mistrzów, wciąż nie została zaspokojona, więc latem nie szczędzono pieniędzy na Erlinga Haalanda.
Młody Norweg przyszedł po to, by rozwiązać problemy drużyny z brakiem skutecznego napastnika. Zdarzało się, że na środku ataku wystawiani byli pomocnicy Kevin de Bruyne i Ilkay Guendogan.
Czytaj więcej
Polak zdobył 15. bramkę w lidze, Katalończycy pokonali 2:0 Cadiz i nadal mają osiem punktów przewagi nad Realem Madryt.
Z Haalandem, który w Niemczech bił strzeleckie rekordy, wiązano w City ogromne nadzieje. Po przeprowadzce z Dortmundu do Manchesteru zdobył już 32 bramki w 31 meczach, ale tylko pięć w Champions League. Wszyscy oczekują, że ta statystyka ulegnie poprawie w środowy wieczór, zwłaszcza że norweski wieżowiec, jeszcze jako piłkarz Borussii, strzelił RB Lipsk sześć goli w czterech spotkaniach.
Agentka Haalanda, Rafaela Pimenta, przekonuje, że jej klient jest dziś wart miliard euro, ale jeśli nie pomoże on Manchesterowi City spełnić marzeń o wygranej w Lidze Mistrzów, te wyliczenia będą wspominane z ironicznym uśmiechem.