Lewandowski czekał na ten dzień. Strzelał już gole Realowi, i to nawet cztery w jednym spotkaniu (jeszcze w barwach Borussii Dortmund w półfinale Ligi Mistrzów), ale to nie to samo, co występ w El Clasico – meczu, który oglądają miliony kibiców na całym świecie.
Wydawało się, że jeśli kiedyś spełni swoje dziecięce marzenie, zrobi to w koszulce Realu, ale to nie Madryt, lecz Barcelona okazała się jego nowym domem i miejscem, w którym ma potwierdzić, że Złota Piłka przechodziła mu dotąd koło nosa tylko dlatego, że nie grał w lidze mocniejszej marketingowo niż niemiecka.
Wirtualny nokaut
Po szybkiej aklimatyzacji w Katalonii, pierwszych udanych meczach i słabszych występach w poprzednim tygodniu polski as błysnął ponownie w środę, strzelając dwa gole Interowi Mediolan. Udowodnił, że w rywalizacji z silnymi przeciwnikami też może odgrywać pierwszoplanowe role, ale ten wieczór na Camp Nou miał dla niego smak słodko-gorzki. Wszystko przez katastrofalną grę obrony, której karygodne błędy naprawiać musiał Marc-Andre ter Stegen.
Czytaj więcej
Klub z byłej NRD, trzy lata po awansie wspiął się na szczyt Bundesligi, jest liderem tabeli. Jesz...
– Próbujemy grać najlepiej, ale nie jest to łatwe, bo mamy kilka kontuzji w zespole. Testujemy różne systemy i może brakuje stabilności w defensywie. Inter zbyt łatwo przedostawał się pod naszą bramkę. Tak bardzo chcieliśmy strzelić kolejne gole, że nieraz zapominaliśmy o obronie – przyznał Lewandowski przed kamerami Polsatu Sport.