Rywale, aby utrzymać się w najwyższej dywizji, potrzebowali zwycięstwa, więc od pierwszych minut zaatakowali Polaków wysoko i agresywnie. Nasi piłkarze przez kilkanaście minut wyglądali na bezradnych, podań długich wykonali chyba więcej niż krótkich.
Wszystko, co dobre, zaczynało się od Piotra Zielińskiego. To on zagrał do Szymona Żurkowskiego, który mógł stanąć sam przed bramkarzem, ale tej jesieni zagrał w Serie A tylko 30 minut, więc się pogubił. To Zieliński dośrodkował na głowę Jakuba Kiwiora, ale jego strzał obronił Wayne Hennessey. I wreszcie Zieliński tuż przed przerwą mocno uderzył z dystansu - ale w środek.
Polska to dziś drużyna dwóch prędkości
Walijczycy zaangażowaniem nadrabiali niedostatki jakości. Mecz momentami przypominał chłodny, wtorkowy wieczór w Stoke. Walki było więcej niż gry, kolce skrobały kostki, a dłonie lądowały na twarzy. Cierpiał zwłaszcza Robert Lewandowski, który w pierwszej połowie nie oddał nawet strzału.
Kapitan musiał się cofać, szukał piłki. Wreszcie w 58. minucie Kiwior podał mu trochę za plecy, na linię pola karnego, ale Lewandowski doskonale odegrał do Karola Świderskiego, który dał Polakom prowadzenie. To było światełko w tunelu, ale także sygnał dla rywali. Minęły bowiem dwie minuty i po strzale Brennana Johnsona tylko refleks Wojciecha Szczęsnego uratował nas przed stratą gola.