To już ostatni w tym sezonie tydzień z ligowym futbolem. Wciąż nie znamy mistrza Polski, choć Legia, pokonując w niedzielę Piasta 4:0, zrobiła duży krok w stronę odzyskania tytułu. Trzy punkty przewagi i lepszy bilans meczów z wiceliderem z Gliwic sprawiają, że piłkarze z Warszawy świętować mogą już w środę.
Szansa jest spora: wystarczy, że zwyciężą w Gdańsku lub zdobędą nie mniej punktów niż Piast grający w tym samym czasie z Ruchem w Chorzowie.
Trener Stanisław Czerczesow po spotkaniu z Piastem przybył na konferencję w znakomitym humorze. Nalał sobie wody i wzniósł toast, ale szybko zaznaczył, że nie czuje się jeszcze mistrzem.
Legia od startu rundy finałowej nie potrafi rozegrać dwóch dobrych meczów z rzędu: zaczęła od zwycięstwa nad Lechem (1:0), ale kilka dni później zremisowała bezbramkowo w Chorzowie, po wysokiej wygranej z Cracovią (4:0) przyszła natomiast porażka w Lubinie (0:2). Czy w środę drużyna z Łazienkowskiej przerwie wreszcie tę wyjazdową niemoc?
Jesienią, już za kadencji Czerczesowa, wygrała w Gdańsku bez problemów 3:1. Ale to nie jest jej ulubione miejsce – w poprzednich latach dwukrotnie żegnała się tam z marzeniami o mistrzostwie. – Jedziemy zdjąć klątwę – mówi Michał Kucharczyk. Teraz też nie zapowiada się łatwy wieczór, bo Lechia nie przegrała u siebie od listopada i razem z trzema innymi zespołami nadal walczy o europejskie puchary.