Rzeczpospolita: Ma pan tremę?
Szymon Marciniak: A powinienem? Mam 35 lat i zdaję sobie sprawę, że jeśli dobrze wypadnę, to może być początek prawdziwej kariery. Ale tremy nie mam. Od trzech lat sędziuję mecze z udziałem najlepszych zawodników na największych stadionach.
Świadomość władzy nad Cristiano Ronaldo i innymi gwiazdami nie deprymuje?
Sędzia jest raczej szanowany przez piłkarzy. Świadczy o tym choćby to, że przyjęło się do nas zwracać per pan. Ja mówię do zawodników po imieniu. Trzymam dystans, ale nie chcę tworzyć barier. Oni powinni wiedzieć, że jestem partnerem. Pilnuję porządku, ale rozumiem ich pracę. Nie wyrabiam sobie autorytetu szafowaniem kartkami, bo nie uważam, żeby to była dobra metoda. Nim pokażę zawodnikowi żółtą kartkę, najpierw z nim rozmawiam i ostrzegam. To się sprawdza i w Polsce, i za granicą.
Pierwszy raz sędziował pan mecz w ekstraklasie, mając 27 lat. Był pan w wieku piłkarzy, ale jako piłkarz nie mógł im pan zaimponować. To przeszkadzało?