W Zurychu nie było czerwonego dywanu, ani gwiazd piłki, a prowadzoną przez Ruuda Gullita oraz dziennikarkę BBC i BT Sport Reshmin Chowdhury ceremonię transmitowano wyłącznie w internecie.
Można żałować, że Lewandowski nie mógł odebrać nagrody w blasku fleszy (wręczył mu ją szef FIFA Gianni Infantino), ale lepiej cieszyć się z faktu, że po raz pierwszy w historii za najlepszego gracza świata uznano piłkarza z Polski. W poprzednich latach mieliśmy dość dowodów na to, że takie plebiscyty bywają konkursami popularności - wygrywa nie ten, kto osiągnął najwięcej, a ten, kto zdobył więcej bramek lub ma więcej fanów.
Lewandowski do znakomitej formy strzeleckiej dołożył w Monachium wszystkie możliwe trofea: mistrzostwo, Puchar i Superpuchar Niemiec oraz triumf w Champions League i Superpucharze Europy. - Co mógł jeszcze zrobić? Jeśli nagroda nie trafi w jego ręce, przestanę wierzyć w FIFA - mówiła legenda niemieckiego futbolu Lothar Matthaeus.
Konkurenci Lewandowskiego, sięgający regularnie po indywidualne wyróżnienia Messi i Ronaldo, szybko pożegnali się z Ligą Mistrzów, a przełożenie dużych turniejów (Copa America i Euro) sprawiło, że nie mieli także okazji na triumfy z Argentyną i Portugalią. W tej sytuacji biorący udział w głosowaniu kapitanowie i selekcjonerzy reprezentacji, dziennikarze z całego świata oraz kibice zarejestrowani na stronie fifa.com docenili wysiłki polskiego asa.
Cała trójka znalazła się w drużynie roku FIFA, ale ten rok należał do Lewandowskiego. Na początku października został wybrany przez UEFA na najlepszego zawodnika sezonu 2019/2020. Miałby też szansę na Złotą Piłkę, gdyby magazyn "France Football" nie zrezygnował ze swojego plebiscytu, tłumacząc się pandemią koronawirusa.