Zwykle Copa America odbywała się w latach nieparzystych, by nie kolidować z mistrzostwami Europy. Ale tym razem postanowiono złamać reguły, bo okazja jest szczególna: setne urodziny konfederacji CONMEBOL i setna rocznica pierwszego turnieju. Jubileuszowa edycja otrzymała więc specjalną nazwę (Copa America Centenario), formułę (16 zespołów zamiast 12) i nowego gospodarza (Stany Zjednoczone).
Wziąć udział w tym projekcie chciały aż 24 miasta, wybrano dziesięć: Pasadenę, East Rutherford, Houston, Filadelfię, Foxborough, Santa Clara, Seattle, Glendale, Chicago i Orlando. Część z nich w 1994 roku gościła finalistów mundialu. Większość ze stadionów może pomieścić około 60 tys. kibiców, największy – Rose Bowl w Pasadenie – ponad 90 tys. Szykuje się więc piłkarska uczta. Mało jednak brakowało, a z futbolowego święta nic by nie wyszło. Przekręty przy sprzedaży praw telewizyjnych do Copa America to część wielkiej afery korupcyjnej w FIFA. Według FBI nieuczciwi działacze mieli otrzymać nawet 20 mln dolarów łapówek.
Rekordzistą pod względem liczby tytułów jest Urugwaj, ale w USA trofeum bronić będzie Chile. Rok temu w finale pokonało Argentynę w serii rzutów karnych (4-1), to wtedy Lucas Biglia przyznał, że nie widział jeszcze tak rozbitego Leo Messiego. Gwiazdor Barcelony wciąż nic nie wygrał z kolegami z reprezentacji.
Szansa na rewanż nadeszła szybko, oba zespoły zmierzą się ze sobą już w pierwszym meczu grupowym – w nocy z poniedziałku na wtorek. Tylko, czy Messi będzie w stanie w nim zagrać? Niedawno doznał urazu pleców w sparingu z Hondurasem, trwa wyścig z czasem.
Kontuzjowany jest też jego partner z ataku Barcelony, Urugwajczyk Luis Suarez, a Neymar w ogóle nie przyjechał do USA, bo dostał inne zadanie: ma pomóc Brazylii na igrzyskach w Rio. W turnieju zabraknie także m.in. bramkarza Realu Keylora Navasa (Kostaryka). Ale warto zarwać noce przed telewizorem dla innych gwiazd: Arturo Vidala i Alexisa Sancheza (Chile), Gonzalo Higuaina i Sergio Aguero (Argentyna) czy Edinsona Cavaniego (Urugwaj).